sobota, 26 listopada 2016

Recenzja - Animals As Leaders - The Madness Of Many

Animals As Leaders - The Madness Of Many

Tosin Abasi to bezsprzecznie najzdolniejszy gitarzysta młodego pokolenia i wniósł do metalu kompletnie nową jakość. W spektakularny sposób połączył złożoność jazzu z agresją oraz ciężarem metalu, co mogło udać się tylko i wyłącznie dzięki jego wirtuozerskim umiejętnościom. Z biegiem czasu druga składowa zaczęła jednak stopniowo zanikać, a korzenie djentowe zespołu na "The Joy Of Motion" nie były zbyt wyczuwalne. Szczęśliwie na "The Madness Of Many" wracają nie tylko elementy metalu, lecz pojawia się także cała paleta nowych wpływów.
Niezmiennie najbardziej efektownym haczykiem w muzyce Animals As Leaders jest niepowtarzalny styl gry gitarzystów. Podobnych melodii nie da się usłyszeć nigdzie indziej w świecie metalu. Najwyższej klasy tapping w czystych, górnych rejestrach instrumentów w połączeniu z jednoczesnym operowaniem niskimi tonami za pomocą kciuka sprawia, że aż trudno uwierzyć, iż ten zespół składa się jedynie z trzech muzyków. Czegoś takiego nie serwuje nawet najlepszy zespół technical death metalowy. Oczywiście panowie nie opierają się jedynie na awangardowych elementach, a ich djentowe zabawy rytmem, czy rozległe pasaże, którymi nieprzerwanie karmi nas gatunek, również stoją tu na najwyższym poziomie. Warto również zwrócić uwagę na coś, co dało się wyczuć już wcześniej, lecz tu bardzo wyraźnie wypływa na powierzchnię - nie jest to już projekt jednego muzyka. Javier Reyes nie stoi w cieniu, a jego partie wcale nie ustępują popisom Tosina. Minęły czasy "CAFO", kiedy to lider zbierał na siebie cały blask reflektorów. Większość riffów gitary rytmicznej jest równie godnych uwagi, co to, co dzieje się na pierwszym planie. Od strony perkusyjnej również jest wyśmienicie, a Matt Garstka staje na wysokości zadania zapewniając podkład rytmiczny na równie wysokim poziomie co warstwa melodyczna.
Jednak wszystkie te zalety zdążyliśmy już poznać na poprzednich wydaniach zespołu. Tym, co wyróżnia "The Madnass Of Many" są zróżnicowane kompozycje. Nie chodzi tu oczywiście wyłącznie o znane nam łączenie kontrastów, huśtanie się pomiędzy spokojem czystych, przestrzennych brzmień oraz potęgą ośmiostrunowej gitary, lecz o nawiązania do bardziej egzotycznych stylów. Lekki dotyk funku na "Private Visions Of The World" może wydawać się mniej wyszukany, lecz wstęp do "Ectogenesis" przywołujący na myśl dark electro pokroju takich twórców jak Perturbator może zaskoczyć, a już neoklasyczny finał płyty - "Apeirophobia" kompletnie zwala z nóg.
Nagranie jest absolutnie bezbłędne. Wyraźnie słychać, że w naszych uszach pojawiają się najlepsi muzycy, grający na instrumentach z najwyższej półki, a całość nagrano dokładnie na takim poziomie, na jaki zasługiwał ten materiał. Niezwykła przestrzeń łączy się z przejrzystością i czystością nagrania, które w przypadku mniej utalentowanych zespołów zdarłyby iluzję monumentalności brzmienia. Nie ukryje się tu żaden dźwięk, a wszystko słychać wyjątkowo precyzyjnie. Producent idealnie wyczyścił nagranie, pozbywając się wszelkiego marginesu błędu, którego wykonawcy i tak nie potrzebowali.
Zarzuty jakie można postawić przed Animals As Leaders są czysto subiektywne. Nie wszyscy muszą przepadać za muzyką czysto instrumentalną, inni będą pragnęli więcej niezbyt subtelnych popisów znanych z debiutu, jeszcze ktoś będzie tęsknił za nieco spokojniejszym charakterem "The Joy Of Motion", a dla niektórych okaże się po prostu zbyt trudna w odbiorze. Nie sądzę jednak żeby choć jedna osoba słuchająca najnowszego dzieła tych panów mogła stwierdzić, iż jest to słaby album oparty na bezsensownych popisach. Choć mnie osobiście zawsze będzie zżerała ciekawość, jak brzmiałaby ich twórczość w towarzystwie śpiewu, to trzeba uczciwie przyznać, że w swojej dziedzinie są bezkonkurencyjni.
9/10

3 komentarze:

  1. Choć "w swojej dziedzinie są bezkonkurencyjni" to summa summarum "jest to słaby album oparty na bezsensownych popisach". Ale zdaję sobie sprawę, że "zarzuty jakie mogłem postawić przed Animals As Leaders są czysto subiektywne". Dla mnie kicha, ale jak ktoś lubi taką muzykę to pewnie 10/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie wcale nie kicha, po prostu muszę mieć na taki typ muzyki specjalny nastrój. To, że instrumentalna progresywa nie trafia do mnie tak jak inne gatunki wcale nie umniejsza "The Madness Of Many". Na tym albumie słychać niesamowity talent zarówno kompozytorski, jak i wykonawczy. Nawet jeśli nie będę słuchał go nałogowo latami to dalej uważam, że 9/10 które mu dałem jest w 100% zasłużone.

      Usuń
  2. Ok, kazdy ma swoje zdanie. Moja propozycja plyty do przesluchania i zrecenzowania:
    "Empty space meditation" Urfaust

    OdpowiedzUsuń