piątek, 6 marca 2015

Recenzja - Enslaved - In Times

Enslaved - In Times

Enslaved nie zawdzięcza swojej pozycji na scenie black metalowej przypadkowi. Jako jedni z nielicznych zrozumieli, że to co działało świetnie w 1994 roku, już za jakiś czas może stać się jedynie cieniem przeszłości. W czasie gdy ich koledzy spoczęli na laurach, wypuszczając te same albumy jedynie zmieniając okładki (czasem dosłownie), oni parli na przód, stale wzbogacając swoją muzykę o nowe, ciekawe elementy. Dzięki temu, pomimo prawie dwudziestu pięciu lat obecności na scenie, ciągle jest na co czekać, gdy zapowiadają nowy album.
"In Times" jest muzyczną kontynuacją poprzednich kilku płyt, więc fani "RIITIIR" i "Axoima Ethica Odini" z pewnością będą usatysfakcjonowani. Ostre fragmenty black metalowe świetnie przeplatają się z bardziej melodyjną progresywą. Choć Enslaved stoi mniej-więcej w połowie drogi pomiędzy dwoma światami, to tym razem kompozycje stawiają bardziej na drugi z wymienionych aspektów, co poskutkowało najprzystępniejszym wydaniem w historii zespołu.
Nie znaczy to jednak, że Enslaved porzucili swoje korzenie. W każdej piosence znajdziemy całkiem pokaźną dawkę agresywnych zagrywek oraz skrzekliwych growli, które śmiało mogą konkurować z Immortal czy Mayhem. Jednocześnie podczas każdego cięższego fragmentu możemy śmiało założyć, że bardziej nastrojowa lub melodyjna część czai się tuż za rogiem. Zróżnicowanie najlepiej widać porównując fragmenty pierwszej i ostatniej piosenki na płycie. Początek "Thurisaz Dreaming" to ukłon w stronę bardziej ortodoksyjnych wielbicieli gatunku, natomiast solówka na "Daylight" ma o wiele więcej wspólnego z "Deep Peace" Devina Townsenda, niż z chaotycznymi popisami Slayera. 
Największą zaletą "In Times" są złożone kompozycje, w których nie sposób wyłapać wszystkich szczegółów od razu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że po pierwszym przesłuchaniu widzimy jedynie niewielką część całego obrazu. By w pełni docenić ten album należy odtworzyć go wielokrotnie, za każdym razem poświęcając uwagę innym partiom. Nawet gitara basowa nie została potraktowana po macoszemu. Gwarantuję, że nawet za dwudziestym podejściem zauważycie coś, czego wcześniej nie wyłapaliście.
Nie ma wymówek dostatecznie dobrych, by przejść obojętnie obok najnowszego albumu Enslaved. "In Times" dowodzi, że ciężką muzykę również trzeba grać z głową, a innowacje zawsze triumfują nad powielaniem utartych schematów.

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz