czwartek, 16 kwietnia 2015

Recenzja - Apocalyptica - Shadowmaker

Apocalyptica - Shadowmaker

Kiedy dwadzieścia lat temu świat dowiedział się, że wiolonczele i muzyka Metaliki świetnie ze sobą współgrają była to przełomowa innowacja. Jednak po dwudziestu latach od tego wydarzenia warto byłoby przestać udawać, iż jest to coś nowego. Apocalyptica już dawno straciła tytuł nowinki na scenie metalowej, teraz może bronić się jedynie umiejętnościami kompozytorskimi oraz wykonawczymi. Na ich najnowszym albumie wychodzi im to bardzo różnie.
Wahania jakości pomiędzy piosenkami na "Shadowmaker" są tak wielkie, że nie sposób podsumować płyty jako całości. Z jednej strony mamy tu świetne utwory instrumentalne, które ukazują imponujący kunszt techniczny muzyków, a z drugiej tak mdłe kawałki jak "Cold Blood" zmuszają do zastanowienia się, czy nazwa Apocalyback nie byłaby trafniejsza.
Pierwszą i najważniejszą zmianą jaką zauważą wszyscy fani poprzednich dokonań grupy jest obecność jednego wokalisty na całym albumie - Franky'ego Pereza. Chociaż sam jego głos nie jest zły, a miejscami pokazuje nawet imponującą skalę, to jego brzmienie zdecydowanie lepiej pasowałby do radiowego post-grunge'u niż symfonicznego metalu. Nie oszukujmy się, nie jest to Roy Khan czy Russel Allen.
Album rozpoczyna się wcześniej wspomnianym, wyjątkowo nieudanym, skrojonym typowo do radia, utworem. Wybitnie nieciekawa warstwa instrumentalna, sprowadzona głównie do roli akompaniamentu krąży wokół prymitywnie prostej melodii wokalnej. Tym popisem zespół z pewnością wywołał szeroki uśmiech na twarzy Chada Kroegera. Na szczęście im dalej, tym lepiej. Co prawda swoim refrenem piosenka tytułowa również stara się dotrzeć do masowego odbiorcy, jednak ma kilka ciekawszych momentów. Podobnie "Slow Burn", które pomimo mdławego brzmienia oraz swojej powtarzalności posiada zalążki własnego charakteru. Na całe szczęście instrumentalne kompozycje ratują "Shadowmaker" przed zupełną porażką. "Reign Of Fear", "Riot Lights" i "Till Death Do Us Part" to z całą pewnością najmocniejsze fragmenty płyty. Właśnie na nich wychodzą wspaniałe umiejętności wykonawców, a także ich edukacja muzyczna. Kiedy Apocalyptica skupia się na swoich silnych stronach, zamiast na zdobywaniu jak największej ilości fanów, można czerpać z ich twórczości największą przyjemność. Znajdziemy tu także dwie ballady, które, jak cały album, wypadły różnie. "Hole In My Soul" przypadło mi do gustu swoim klimatem nieco przypominającym Coheed and Cambria, natomiast odrobinę słabsze "Sea Song (You Waded Out)" wywołało u mnie lekkie opadanie powiek. Zespół od czasu do czasu umie także pokazać pazur. Najlepszym tego przykładem jest "House of Chains", który moim zdaniem, zaraz po piosenkach instrumentalnych, dzięki skupieniu się na popisach wiolonczelistów, jest najlepszy na płycie.
"Shadowmaker" to wydanie niesamowicie nierówne. Znaleźć tu można piosenki, które oceniłbym na mierne 4/10, zaraz obok zasługujących na solidne 8/10. Tak utalentowani muzycy powinni stawiać sobie odrobinę ambitniejsze cele, niż rywalizacja z najmniej interesującymi zespołami rockowymi dzisiejszych czasów o najwyższe miejsca list przebojów. Samo brzmienie wiolonczeli w dzisiejszych czasach nie sprawi, że wasza muzyka się wyróżni, do tego potrzebne są solidne kompozycje.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz