poniedziałek, 11 maja 2015

Recenzja - Arcturus - Arcturian

Arcturus - Arcturian

Po lekkiej stagnacji w ostatnich latach scena avant-garde metalowa wyraźnie budzi się do życia. Dzieje się tak niewątpliwie po części za sprawą starych zespołów, które wracają do świata żywych by raz jeszcze urzec nas świeżymi pomysłami oraz niecodziennym brzmieniem. Czy jednak da się być innowacyjnym jeszcze dwadzieścia lat po wydaniu debiutanckiego albumu? Czy Arcturus nadążył za zmianami, które zaszły w metalu przez dziesięć lat, które minęło od czasu wydania ich ostatniego albumu?
Uwierzcie mi, bardzo chciałbym móc odpowiedzieć twierdząco na obydwa te pytania, lecz bezlitosna rzeczywistość mi na to nie pozwala. Niestety grupa prawdopodobnie wyszła z założenia, iż to, co było niespotykane w 2005 również będzie takie dzisiaj. W rezultacie otrzymaliśmy black metal z czystym wokalem, zatrzęsieniem elementów symfonicznych oraz dużą ilością elektroniki... nie brzmi to zbyt oryginalnie. Inni zdążyli już zająć się tym połączeniem i to z całkiem imponującymi rezultatami, ba nawet dorzucali do tej mieszanki sporo własnych pomysłów. Jeśli spodziewacie się rewolucji, niestety czeka was zawód.
Zanim jednak ktokolwiek zdąży wysnuć pochopne oraz krzywdzące wnioski śpieszę sprostować, "Arcturian" w żadnym wypadku nie jest złym albumem. Łatwiej znaleźć szczęście w Sosnowcu, niż mierną kompozycję na tej płycie. Co jak co, ale piosenki zostały tu napisane po mistrzowsku. Genialnie używają wszelkich dostępnych środków, by płynnie poruszać się między nastrojami. Elektroniczne intra przypominające bardziej dark ambient, niż metal, przechodzące w ciężar podwójnej stopy, gitarowego tremolo oraz growli, lub energiczne wokale, którym towarzyszy akompaniament orkiestry to domena tego wydania. Może Arcturus nie sięgnęli po najbardziej wyszukane środki, lecz zdecydowanie umieją posługiwać się tymi, którymi dysponują i za ich pomocą tworzyć różnorodne kawałki.
Co do samych popisów wykonawczych, to jest różnie. Do wysokich wokali Simen'a Hestnæs'a zdecydowanie trzeba przywyknąć, a wielbicieli black metalowej tradycji nie ucieszy fakt, że w większości używa on czystego śpiewu. Gitary przez większość czasu trzymają się raczej na uboczu i przypominają o sobie gdy nadchodzi czas na solówkę. Hellhammer za zestawem raczej stara się popisywać szybkością, lecz ze spokojniejszymi fragmentami również radzi sobie całkiem nieźle, jednak przyznaję, że sekcja rytmiczna nie przykuła mojej uwagi.
W ostatecznym rozrachunku nowe dzieło Arcturus wypada całkiem nieźle, lecz specjalnie nie imponuje. "Arcturian" to album zrobiony bardzo solidnie, a gdyby został wydany krótko po "Sideshow Symphonies" prawdopodobnie stałby się klasykiem. Niestety (lub na szczęście) scena avant-garde metalowa w ciągu ostatniego dziesięciolecia poszła znacznie na przód i elektronika w black metalu nie jest już czymś tak niesłychanym. Znajdziecie tu zestaw bardzo mocnych piosenek, jednak powiewu świeżości trzeba poszukać gdzie indziej.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz