środa, 24 czerwca 2015

Recenzja - Lindemann - Skills In Pills

Lindemann - Skills In Pills

Ostatnie lata nie były najlepsze dla fanów Rammstein'a. Od wydania ostatniego albumu zespołu minęło już prawie sześć lat, a nowy nie majaczy nawet na horyzoncie. Wprawdzie w zeszłym roku Richard Kruspe wypuścił kolejną płytę Emigrate, lecz nie prezentowała ona szczególnie imponującego poziomu. Ciężko również o porządne zamienniki, ponieważ cały ruch NDH przeżywa ostatnio kryzys twórczy. Niestety najnowsze dzieło Till'a Lindemann'a również specjalnie nie powala.
Frontman Rammstein'a współpracując z legendą melodeathu - Peter'em Tägtgren'em stworzył płytę, która brzmi dokładnie jak połączenie industrialnych projektów obydwu panów. Wokalnie, poza zmianą języka na angielski, nic nie odróżnia "Skills In Pills" od płyt niemieckich gigantów industrialu, natomiast warstwa instrumentalna, oraz aranżacje elektroniczne brzmią jak żywcem wyjęte z dorobku Pain. Łatwo zatem rozróżnić, który muzyk odpowiadał za poszczególne elementy, a co za tym idzie, kto nawalił. Odpowiedź jest tu dość jednoznaczna - Lindemann.
Największą pomyłką popełnioną przy tworzeniu tego albumu był wybór języka. Till śpiewając po angielsku brzmi, lekko mówiąc, niezręcznie (kojarzy się odrobinę z syntezatorem mowy), co więcej, nie jest najlepszy w pisaniu tekstów w tym języku. W warstwie lirycznej niektóre piosenki są tak proste, że aż prostackie, a próby zszokowania słuchaczy, znane z jego wcześniejszej twórczości, tutaj potrafią ewentualnie zniesmaczyć. Ponadto jego partie od strony czysto muzycznej również nie imponują. Są one zwykle dosyć prymitywne i nieraz popadają w mało interesującą melorecytację, lecz muszę przyznać, że raz na jakiś czas zdarza im się również wpaść w ucho.
Sytuację ratuje natomiast Peter Tägtgren, który zadbał, by w tle zawsze działo się coś interesującego. Elektronika jest tu dość złożona, napisana z pomysłem i bardzo zmienna, przez co piosenki brzmią bogato, nawet pomimo sprowadzenia gitar do roli akompaniamentu oraz prostych nabić. Również elementy symfoniczne, nad którymi pracował Clemens Wijers przyjemnie wzbogacają kompozycje. Dzięki wysiłkom tych muzyków dzieje się tu całkiem sporo, lecz nawet pomimo tego kawałki są tu dość schematyczne i rzadko udaje im się czymś zaskoczyć. Słychać jednak, że ktoś włożył w nie dużo pracy i dopiął wszystko na ostatni guzik, przez co płyta nie jest wcale najgorsza.
"Skils In Pills" to album złożony z bardzo nierównych elementów. Występ Lindemann'a zdecydowanie nie należy do najlepszych w jego karierze, natomiast Wijers oraz Tägtrgen dali z siebie wszystko. Chociaż płyta ma kilka bardzo wyraźnych plusów, to nie są one w stanie zrekompensować jej wad. 

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz