poniedziałek, 22 czerwca 2015

Niesłusznie znienawidzeni

Zwykle gdy społeczność metalowa zaczyna obrzucać pewne zespoły błotem, ma całkiem niezły powód. Emmure, Limp Bizkit, Black Veil Brides, A Day To Remember, Five Finger Death Punch - każda z tych grup jest absolutnie okropna i nie ma co do tego wątpliwości. Jednak w niektórych przypadkach grzechy muzyków są zupełnie niewspółmierne do reakcji tłumu, a czasem nawet obrywają zupełnie bez winy. Tym razem dowiecie się które z nich moim zdaniem zupełnie nie zasługują na złą sławę. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że niektóre z nich osiągnęły wielki sukces i całkiem sporo osób je lubi, lecz ja spotkałem się z licznymi negatywnymi opiniami na ich temat.

Periphery

Moją listę otwierają królowie nowoczesnego djentu, który, moim zdaniem, jest najlepszym "modnym" gatunkiem metalu od czasu pojawienia się thrash metalu w latach osiemdziesiątych. W tym wypadku większość negatywnych opinii bierze się z nieprzyjemnych powiązań stylistycznych z metalcore'm, który jak wiemy szczególnie bogato obrodził w zbrodnie przeciw muzyce. Mimo to później pojawiło się całkiem sporo grup, które udowodniły, że z tej konwencji da się wyrzeźbić coś całkiem imponującego. Djent jest kolejnym krokiem w ewolucji technicznego metalcore'u, który eliminuje z gatunku większość cech, za które znienawidziliśmy ich poprzedników. Kompozycje Periphery są pomysłowe, członkowie zespołu to wirtuozi swoich instrumentów, a niesławne riffy na otwartych strunach jeśli już się pojawiają, to w towarzystwie imponujących pasaży oraz innych solidnych zagrywek. Również oskarżenia o zrzynanie z twórczości Meshuggah są bezpodstawne, ponieważ, przynajmniej dla mnie, jedynym co łączy brzmienie tych grup są gitary ośmiostrunowe. Nie rozumiem jak można zamknąć się za zespół wyłącznie z powodu skojarzeń z kimś znacznie gorszym, lub przez wokale przywodzące na myśl gatunek, którego się nie toleruje. Sukces Periphery to efekt talentu i ciężkiej pracy, a nie głupiej mody.


Dimmu Borgir

Ci panowie padli ofiarą głupiej ideologii oraz wyjątkowego oporu fanów black metalu przeciwko zmianom i melodii. Nie ulega wątpliwości, że po wydaniu "Enthrone Darkness Triumphant" ich muzyka stopniowo zaczęła tracić pazur oraz przesuwać się w stronę bardziej przyjazną zwykłym zjadaczom chleba. Chociaż z pewnością dzisiaj nie mają wiele wspólnego z "prawdziwym" black metalem, a patrząc na nich przez pryzmat tego gatunku prezentują się dość średnio, to jeśli choć na chwilę uda nam się spojrzeć na ich twórczość bez uprzedzeń i ocenić ją po prostu jako muzykę, to wychodzi, że są naprawdę nieźli. Ich połączenie black metalu z muzyką symfoniczną wpada w ucho, jednocześnie nie uciekając się do powtarzania w kółko tych samych motywów, kompozycje są przemyślane, a brzmienie bogate. Zdecydowanie wolę Dimmu Borgir, niż wszystkich klasyków konwencji, dla których rok 1994 trwa wiecznie.


Amaranthe

To, ze społeczność metalowa rzadko kiedy potrafi docenić solidną muzykę skierowaną do szerokiej publiczności nie jest niczym nowym. Połączenie metalu z elektroniką oraz skrajnie melodyjnymi, przystępnymi piosenkami dla niektórych jest kompletnie nie do przyjęcia, choćby nie wiem jak dobrze zostało zrealizowane. Można przyczepić się, że w muzyce Amaranthe gitary nie są zbyt istotne, a kompozycje sztywno trzymają się pewnych schematów, lecz nie oznacza to, że zespół chodzi na łatwiznę. Partie wokalne, przeplatające śpiew trzech wokalistów, a także bardzo solidna elektronika sprawiają, że jak na metal dla mas, to ten zespół jest całkiem interesujący. Nie jest to Dream Theater, ani Opeth, nie oszukujmy się, lecz według mnie należy im się odrobina uznania. Każdy czasem potrzebuje odrobinę lżejszej, chwytliwej muzyki, a w tej kategorii Amaranthe to jeden z najlepszych możliwych wyborów.


Volbeat

Dlaczego radiowy rock jest tak koszmarny? Wcale nie chodzi o proste kompozycje, bo tu kłania nam się AC/DC, nie przez swoją melodyjną naturę, ponieważ Dire Straits mieliby w tej kwestii coś do powiedzenia. Chodzi o kompletny brak własnego stylu, piosenki brzmiące tak podobnie, że nie da się ich od siebie odróżnić, a także brak jakiejkolwiek wizji poza dogłębną analizą hitów ostatnich kilku lat i podążania z tym wzorcem. Volbeat ma charakter, pomysły i talent, a to, że zdarzy im się rzucić załamującą power-balladą można wybaczyć. Wpływy rockabilly sprawiają, że ich kawałki natychmiast wyróżniają się z tłumu, a dzięki porządnym riffom deklasują swoją konkurencję na tym polu. Ci muzycy mają swoją wizję, tak się po prostu składa, że jest bardzo przystępna.


Avenged Sevenfold

Zespoły metalcore'owe o łagodniejszym brzmieniu nie zawsze potrafią wypuścić wartościowe nagrania. Bullet For My Valentine to otchłań przeciętności, słuchanie Atreyu to istna tortura, a Trivium, o ile wypuściło genialnego "Shogun'a", to nigdy już nie stworzyli nic na podobnym poziomie. Jednak Avenged Sevenfold z całej tej paczki najmniej zasługuje na potępienie. Przyznaję, że ich kawałki czasem są zbyt miękkie, piszą zbyt dużo ballad, a niektóre ich kompozycje są po prostu nudne, lecz nie można zaprzeczyć, że mamy tu do czynienia z grupą naprawdę utalentowanych muzyków. Na każdej z ich piosenek znajdziemy solidne riffy oraz, aż do ostatniego albumu, całkiem imponujące popisy perkusyjne. Może "Hail To The King" był odrobinę rozczarowujący, lecz ich poprzednie wydania instrumentalnie stoją na niezwykle wysokim poziomie. Nawet jeśli nie podoba nam się konwencja należy docenić umiejętności tych muzyków. 


Babymetal

Najmłodszy i zarazem ostatni zespół na mojej liście, który wywołuje bardzo skrajne reakcje. Niechęć do tej grupy ukazuje, że niektórzy podchodzą zbyt poważnie do tego, czego słuchają oraz jak ciężko im otworzyć się na niestandardowe pomysły. Według mnie nie ma takiego połączenia, którego nie dałoby się zrealizować dobrze, a ta mieszanka metalu i j-popu działa doskonale. Nie jest to zbyt poważny zespół, lecz ich muzyka zawsze dostarcza mi świetnej rozrywki. Ich brzmienie jest oryginalne, a kawałki wpadają w ucho. Wokalistka śpiewa znakomicie, a instrumentaliści dają z siebie wszystko. Gdyby więcej zespołów miało tak niespotykane brzmienie scena metalowa z pewnością byłaby bardziej ekscytująca.


Moim zdaniem pierwszym pytaniem przy ocenianiu zespołu powinno być "Czy to jest dobra muzyka?", a nie "Czy to jest dobry metal?". Nie wszystkie grupy da się ocenić jedną miarą. Wiadomo, że kiedy muzycy zanudzają nas zapętlając jeden motyw, pisząc riffy na dwóch dźwiękach, czy powtarzając jeden schemat do upadłego, wtedy niezależnie od gatunku jest to zwyczajne pójście na łatwiznę. Jeśli jednak słychać, że ktoś poświęcił wiele pracy swojej twórczości, dużo myślał nad swoimi kompozycjami, bądź jego umiejętności są zupełnie nieprzeciętne, wtedy należy przynajmniej docenić trud jaki sobie zadał i powstrzymać się przed zostawieniem wulgarnego komentarza zaznaczającego jak bardzo do niczego się nie nadaje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz