Sodom - Decision Day
Niemiecki thrash metal zawsze był o wiele bardziej skupiony na ciężarze brzmienia, niż jego amerykański odpowiednik. Dla wielbicieli agresywniejszej muzyki jest to zdecydowanie zaletą, lecz ma również swoje wady. Niestety przez brak spokojniejszych, bardziej melodyjnych przerywników, czy innych zmian nastroju dużo łatwiej się nim znudzić, zwłaszcza kiedy zespoły nie wprowadzają do swojej muzyki wielu nowości z biegiem lat. Niestety Sodom z reguły nie był zespołem popisującym się szczególną kreatywnością, a po "Epithome Of Torture" myślałem, że oto nadszedł czas, kiedy ich muzyka ostatecznie przestała mnie bawić. Sprawa nie prezentuje się jednak tak prosto.
"Decision Day" nie jest jednym z albumów, które warto dogłębnie analizować, czy rozkoszować się jego delikatnymi niuansami. Mamy tu kawał solidnego, ostrego thrash metalu, który potrafi do siebie przyciągnąć słuchaczy jedynie siłą solidnych zagrywek gitarowych, a także genialnymi przejściami perkusyjnymi, o które pierwszorzędnie zadbał Markus Freiwald. Album dość rzadko spuszcza z tępa i stale utrzymuje charakterystyczną dla gatunku agresję. Fani zespołu najprawdopodobniej będą tą informacją zachwyceni, lecz jest to także główny powód dla którego płyta nie może równać się choćby z ostatnim dziełem Death Angel. Nawet pomimo licznych, bardzo solidnych i zapadających w pamięć riffów, w pewnym momencie monotonia wyraźnie zaczyna dawać się we znaki. Nie da się ukryć, że "Decision Day" nie został stworzony do słuchania raz po raz, bez przerwy. Dużo lepiej sprawdza się w formie pojedynczych piosenek, a przede wszystkim jako porcja świetnego materiału koncertowego. Szybkie, proste kompozycje z pewnością bez najmniejszego problemu porwą tłum, a zapadające w pamięć motywy sprawią, iż fani będą domagać się ich na setlistach, jednak słuchane w domowym zaciszu prędzej czy później zaczną przyprawiać o opadanie powiek. Nie ma tu wiele więcej do powiedzenia. Poszukiwacze dobrze napisanych zagrywek gitarowych znajdą tu coś dla siebie, lecz wielbiciele różnorodności powinni skierować się gdzie indziej.
Choć wielokrotnie wyrzucałem zespołom brak innowacji, często ciągnąc przy tym ocenę mocno w dół, tym razem nie uważam by było to do końca uczciwe. Najnowsze dzieło Sodom ma w sobie wiele całkiem niezłych pomysłów, które działają całkiem nieźle, lecz niestety wszystkie są do siebie bardzo podobne. Utwory z "Decision Day" dużo łatwiej byłoby docenić, gdyby obłożone zostały kilkoma bardziej wyjątkowymi kompozycjami. Nie mogę zatem do końca polecić unikania tej płyty, aczkolwiek zdecydowanie lepiej jest zapoznawać się z nią po fragmencie, niż z marszu słuchać jej w całości.
7/10
A ja jestem zadowolony, po moich ulubionych wykonawcach nie oczekuje zmiany brzmienia, czy nowatorstwa, maja grać to za co ich kocham. Proby kombinowania ze stylem juz kilka razy zle sie skonczyly, niech chociazby wspomne Morbid Angel, Paradise Lost, Entombed czy chociazby ostatnio In Flames.
OdpowiedzUsuńOdsłuchałem płytę - z marszu, w całości - i muszę nie zgodzić się z autorem recenzji. Jestem wręcz oczarowany siłą, mocą i agresywnością - tego od Sodom wymagam! Nie potrzebuję zupełnie zmiany stylu, najważniejsze, by grali swoje i by, po prostu, niszczyli - a kawałki na płycie pozostawiają jedynie tumany pyłu i kurzu. Mocne 9/10
OdpowiedzUsuń