wtorek, 27 stycznia 2015

Płyta na dziś - Circus Maximus - Nine

Niektóre albumy nie stają się natychmiastowymi hitami tylko dlatego, że życie jest niesprawiedliwe. Najwyższy czas poświęcić im odrobinę uwagi, na którą zdecydowanie zasługują.

Circus Maximus - Nine

Co prawda Circus Maximus, to zespół dość znany w kręgach progresywnego metalu, lecz nie oszukujmy się, daleko stąd do światowej sławy. Ich pierwsze dwa albumy zapewniły im pewną pozycję w czołówce gatunku, lecz nic nie zapowiadało, żeby byli kiedyś w stanie dotrzeć do przeciętnych zjadaczy chleba. Tę sytuację diametralnie zmieniło ich ostatnie wydanie z 2012 - "Nine". Ten album miał zadatki na pożeracza list przebojów. 
Zespół stworzył świętego Graala progresywy - zestaw piosenek, złożonych, lecz jednocześnie nieprawdopodobnie chwytliwych. Choć, według popularnych mediów branżowych, ten typ muzyki jest na wymarciu od końca lat 70. Circus Maximus dowodzi, że zdolni muzycy są gotowi, by rzucić wyzwanie największym gwiazdom światowego formatu. Każdy kawałek z "Nine" to materiał na singiel, nie znajdziecie tutaj zbędnych zapychaczy, czy nieciekawych zwolnień akcji, wszystko jest dopieszczone w każdym szczególe oraz odpowiednio urozmaicone. Nie można oskarżyć grupy o komponowanie wszystkiego na jedno kopyto. Na płycie znajdziemy ponad ośmiominutowe kolosy ("Burn After Reading"), emocjonalne power-ballady ("Reach Within"), bardziej umiarkowane wpadające w ucho kawałki ("I Am"), jak i energiczne, potężne popisy techniczne ("Namaste"). Pomimo częstego użycia standardowej konstrukcji refren-zwrotka-refren, piosenki nie pozwalają się nudzić. Pod melodyjnymi wokalami, które stanowią główną treść utworów, zawsze czają się popisy instrumentalne, oraz ciekawe pomysły kompozycyjne. Jednocześnie grupa podaje swoje zachwycające umiejętności w tak przystępnej, dla przeciętnego odbiorcy formie, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić osoby, która przełączyłaby stację, gdyby pojawili się w radiu. Refreny zapadają w pamięć nawet bardziej niż przeciętne, okropne post-grunge' owe ballady, co z pewnością przypadłoby do gustu muzycznym casualom. Natomiast drugi plan, z pewnością zadowoli wielbicieli muzycznej głębi. Tak, czy inaczej, Circus Maximus zdobył tą płytą mój najwyższy szacunek.
Dlaczego zatem nie udało im się przebić do mainstream'u? Powody mogą być dwa, lecz żaden nie dotyczy jakości albumu. Po pierwsze, Frontiers Records to nie Universal, więc z powodu ograniczonych środków na promocję, wieść o "Nine" rozniosła się jedynie w wąskim gronie wielbicieli gatunku. Druga, nieco bardziej przygnębiająca możliwość, to brak gotowości przeciętnych odbiorców na muzykę z górnej półki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz