The Dillinger Escape Plan - Dissociation
Zapowiedź tego albumu była prawdziwie słodko-gorzka, dowiedzieliśmy się bowiem, iż będzie to najprawdopodobniej ostatni album The Dillinger Escape Plan jaki będzie nam dane usłyszeć. Strata tak wybitnych wizjonerów, którzy odcisnęli poważne piętno na współczesnej scenie metalowej boli, lecz przynajmniej na otarcie łez dostaliśmy "Dissociation", które znakomicie sprawdza się jako pożegnanie i podsumowanie wszystkiego, czym zespół był, lecz raczej nie zostanie obwołane największym osiągnięciem grupy.
Fani zespołu nie zawiodą się, po raz kolejny usłyszymy kultowe chaotyczne rytmy, gryzące w uszy dysonanse oraz niezrównaną agresję, przeplatane z oszczędniejszymi wstawkami jazzowymi, nastrojowymi przerywnikami, chwytliwymi motywami oraz całą masą kreatywnych pomysłów i nowości, które nie pozwalają nawet na chwilę oderwać uwagi od tego wydania. Jak zwykle huśtawka nastrojów jest ekstremalna, a kompozycje starają się unikać standardowych konstrukcji tak mocno, jak tylko się da. W jednej chwili twórcy głaszczą nas delikatnymi motywami, które przy przypływie gustu masowego odbiorcy mogłyby znaleźć się w radiu, by za moment uderzyć niczego niespodziewających się, nieprzygotowanych, przeciętnych zjadaczy chleba z mocą kombajnu odrzutowego, nie tyle powodując krwawienie z uszu, co raczej urywając głowę przy samych kolanach. Wachlarz brzmień, jakie oferuje "Dissociation" również imponuje, bowiem obok standardowych, metalowo-hardcore'owo-jazzowych klimatów usłyszymy także elementu dark ambientu ("Fugue"), klasycznego, symfonicznego metalu progresywnego ("Nothing To Forget"), sekcję dętą ("Low Feels Blvd") a w pożegnalnej, tytułowej balladzie nawet wpływy wschodniej muzyki folkowej. Krótko mówiąc The Dillinger Escape Plan dostarczył nam dokładnie tego, czego wszyscy oczekiwaliśmy - szalonego geniuszu muzycznego, niesamowitej, lecz jednocześnie kompletnie niestrawnej twórczości przeznaczonej jedynie dla najbardziej zaprawionych w bojach słuchaczy.
Fani zespołu nie zawiodą się, po raz kolejny usłyszymy kultowe chaotyczne rytmy, gryzące w uszy dysonanse oraz niezrównaną agresję, przeplatane z oszczędniejszymi wstawkami jazzowymi, nastrojowymi przerywnikami, chwytliwymi motywami oraz całą masą kreatywnych pomysłów i nowości, które nie pozwalają nawet na chwilę oderwać uwagi od tego wydania. Jak zwykle huśtawka nastrojów jest ekstremalna, a kompozycje starają się unikać standardowych konstrukcji tak mocno, jak tylko się da. W jednej chwili twórcy głaszczą nas delikatnymi motywami, które przy przypływie gustu masowego odbiorcy mogłyby znaleźć się w radiu, by za moment uderzyć niczego niespodziewających się, nieprzygotowanych, przeciętnych zjadaczy chleba z mocą kombajnu odrzutowego, nie tyle powodując krwawienie z uszu, co raczej urywając głowę przy samych kolanach. Wachlarz brzmień, jakie oferuje "Dissociation" również imponuje, bowiem obok standardowych, metalowo-hardcore'owo-jazzowych klimatów usłyszymy także elementu dark ambientu ("Fugue"), klasycznego, symfonicznego metalu progresywnego ("Nothing To Forget"), sekcję dętą ("Low Feels Blvd") a w pożegnalnej, tytułowej balladzie nawet wpływy wschodniej muzyki folkowej. Krótko mówiąc The Dillinger Escape Plan dostarczył nam dokładnie tego, czego wszyscy oczekiwaliśmy - szalonego geniuszu muzycznego, niesamowitej, lecz jednocześnie kompletnie niestrawnej twórczości przeznaczonej jedynie dla najbardziej zaprawionych w bojach słuchaczy.
Jedynym zauważalnym problemem paradoksalnie jest bardzo równy poziom płyty. Wszystkie kompozycje stoją tu na bardzo wysokim poziomie lecz próżno szukać tu naprawdę wybitnych kawałków, które wybijają się na tle całego dorobku grupy. Brakuje tu utworów, które wywołują tak piorunujące wrażenie jak niezapomniany "Widower", jak "Milk Lizard", którego motywu przewodniego nigdy nie uda się usunąć z pamięci czy jak idealny balans jazzu i mathcore'u na "Setting Fire to Sleeping Giants". Nie jest to wielka wada, jednak brak wyczuwalnych hitów niektórym może dać się we znaki.
The Dillinger Escape Plan odchodzą w wielkim stylu, jednak ich wielki finał nie jest jednocześnie ich najbardziej imponującym dziełem. Panowie dali fanom wspaniały prezent pożegnalny, który zgrabnie zamyka pewien rozdział nie tylko dla samego zespołu, lecz przede wszystkim dla całej sceny metalowej. Kończy się właśnie pewna epoka, w której kompletny chaos swobodnie mieszał się z przyjaznymi dla ucha motywami. "Dissociation" z jednej strony bardzo cieszy, lecz z drugiej smuci, gdy tylko zdamy sobie sprawę, że może być to ostatni album jaki kiedykolwiek usłyszymy w wykonaniu tej grupy.
8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz