Epica - The Holographic Principle
Ostatnimi czasy susza w metalu symfonicznym zdaje się być przerywana jedynie kolejnymi wydaniami Epiki, a i oni przy okazji "Requiem For The Indifferent" lekko rozczarowali. Ciężar odpowiedzialności, jaki spoczywa na ich barkach jest zatem naprawdę poważny. Jeśli zespołowi nie udałoby się przynajmniej powtórzyć sukcesu "The Quantum Enigma", fani gatunku na kolejny wybitny album w tej kategorii prawdopodobnie musieliby czekać kolejne dwa lata. Na całe szczęście muzycy stanęli na wysokości zadania.
W muzyce tego zespołu jest coś, co sprawia, że nie nudzi się tak jak większość im podobnych - duma ze swoich metalowych korzeni. Epica nigdy nie zamieniła przesterowanych gitar oraz growli na proste podkłady, taneczne nabicia czy popowe kompozycje. Nikt nie obawia się tu zrażenia niedzielnej, radiowej publiczności, a na pierwszym miejscu zawsze stoi wewnętrzna logika utworu, nie rynku. Spokojne ballady akustyczne są delikatne i melodyjne, ponad dziesięciominutowe kolosy powalają monumentalnym brzmieniem, a żwawe kompozycje nie stronią od wyrazistych riffów gitarowych, ani nie ograniczają się do czystych wokali. Wyśmienity operowy śpiew Simone Simons nie raczy nas zapętlonymi, przesłodzonymi, prymitywnymi motywami. Orkiestra nie wyręcza gitarzystów w prowadzeniu utworów do przodu, choć towarzyszy nam praktycznie bez przerw, a partie symfoniczne zostały napisane z należytym rozmachem. Chóry, smyczki, sekcja dęta i całe bogactwo brzmień wspomagające już i tak bardzo solidny, metalowy kręgosłup grupy (wykorzystujący nawet takie dobrodziejstwa dzisiejszych czasów jak gitary o poszerzonej skali), a także potężne, złożone, niesztampowe kompozycje sprawiają, że "The Holographic Principle" powoduje opad szczęki. Również same nowe pomysły, które słychać na płycie nie pozwalają się nudzić. Wahania nastrojów to już standard dla tego zespołu, lecz tym razem usłyszymy także niestandardowe tonacje ("A Phantasmic Parade"), wpływy muzyki wschodu ("Dancing In A Hurricane"), czy sakralnej (w wielkim finale - "The Holographic Principle - A Profound Understanding Of Reality"). Wprawdzie nie ma tu żadnej wielkiej rewolucji, lecz nowości jest na tyle dużo, by oddalić oskarżenia o stagnację.
Od czysto technicznej strony album również prezentuje się bardzo dobrze, lecz nie obędzie się bez uwag. Przede wszystkim orkiestra oraz chóry zostały nagrana wyśmienicie i nie ma najmniejszych wątpliwości - tu za każdym instrumentem stał prawdziwy muzyk, nie klawiszowiec z dobrym sprzętem. Dzięki temu brzmienie jest naprawdę monumentalne i jeśli oceniać wyłącznie partie symfoniczne to nie ma się do czego przyczepić, trochę gorzej prezentują się ścieżki samych członków zespołu. Gitary są odrobinę zbyt niewyraźne, a po nałożeniu tych dwóch warstw dźwięk staje się niewystarczająco przejrzysty. Na przyszłość producent powinien zadbać o większą precyzję nagrania.
Epica w pierwszej kolejności broni się jako świetny zespół metalowy, a warstwa symfoniczna dopiero wzbogaca ten solidny fundament i właśnie dlatego z biegiem lat stali się tym jednym zespołem w swojej kategorii, na którego płyty zawsze warto czekać. "The Holographic Principle" nikogo raczej nie zaskoczy, ale stanowi najlepszy przykład tego, jak należy tworzyć w tym gatunku. Gdyby więcej zespołów tak podchodziło do swojej twórczości jak Epica nie bylibyśmy świadkami kryzysu w tradycyjnym metalu symfonicznym.
9/10
Autorze popraw imię i nazwisko wokalistki w tekście.
OdpowiedzUsuńNic nie zaskoczy nas w tym albumie? Śmiem wątpić jako fan, pamiętający poprzednie płyty. Chyba, ze masz na myśl, iż nie zaskoczą nas stałe elementy bandu jak podział wokalny czy też sam chór.
Również uważam się za fana Epiki, chociaż nie odważyłbym się stwierdzić, że pamiętam wszystko z ich poprzednich płyt, a nawet mimo to nie usłyszałem tu nic nowego. Motywy wschodnie towarzyszą im przynajmniej od Design Your Universe, a w samej swojej formule zespół nie zmienił praktycznie nic. Dostaliśmy wręcz podręcznikowy album Epiki. Formuła refren-zwrotka-refren-cięższy fragment-refren, wszystko zamknięte w około pięciu minutach, kolos na dziesięć minut, ze dwie ballady - dokładnie tego się spodziewaliśmy. Siła tego zespołu nie polega na zaskoczeniach tylko bogactwie brzmienia i to udało się osiągnąć bez pudła. Jest to świetny album, ale nie przełomowy, nie dorabiajmy mu nowych zalet, wystarczą mu te, które już ma.
Usuń