czwartek, 24 września 2015

Recenzja - Annihilator - Suicide Society

Annihilator - Suicide Society

Annihilator miał swoje pięć minut sławy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, i choć ich płyty z tego okresu to absolutne klasyki thrash metalu, to z biegiem lat zespół wyraźnie stracił formę. Ciągłe zmiany w składzie zespołu rzadko idą w parze ze stale wysokim poziomem muzyki, więc skoro od ich ostatniego wydania połowa grupy została wymieniona nie miałem większych nadziei względem "Suicide Society". Niestety moje obawy się potwierdziły i mamy tu do czynienia z albumem co najwyżej średnim.
Muzyka Jeffa Watersa od zawsze koncentrowała się na solidnych, technicznych, lecz równocześnie melodyjnych riffach gitarowych i trzeba przyznać, iż akurat w tej kwestii płyta nie zawodzi. Prawie w każdej piosence znajdziemy interesującą zagrywkę, lecz problem polega na tym, że z reguły gdy muzycy już wprowadzą ciekawy motyw powtarzają go do znudzenia. Nie pomaga również fakt, iż poza gitarowymi popisami płyta nie ma zbyt wiele do zaoferowania, co zostało dodatkowo podkreślone w miksie poprzez dość mocne wycofanie pozostałych instrumentów. Po odejściu Dave'a Paddena Jeff przejął jego obowiązki za mikrofonem, co niestety nie skończyło się zbyt dobrze. Linie wokalne są tu naszpikowane banałami oraz przesłodzonymi melodiami i potrafią przywołać traumę odniesioną przez wszystkich, którzy mieli nieszczęście usłyszeć "Super Collider" Megadethu, lub znudzić słuchaczy na śmierć melorecytacją. Ich wykonanie również odrobinę kuleje, ponieważ głos Watersa nie należy do najbardziej interesujących i nie potrafi ciekawie zaaranżować swoich partii. Nabicia perkusyjne są tu dość przewidywalne, przez co nie przykuwają uwagi słuchaczy spełniając raczej rolę metronomu dla gitarzystów. Bas jest zupełnie schowany w cieniu, a jeśli przypadkiem akurat na chwilę go opuści, to nie wnosi nic interesującego do piosenki.
Elementy te zostały połączone w bardzo schematyczny sposób. Kompozycje praktycznie nigdy nie zaskakują, nie wprowadzają niespodziewanych elementów oraz nie oferują nic, czego nie słyszeliśmy do tej pory ze strony Annihilatora. Nie można jednak stwierdzić, iż wszystkie kawałki na albumie brzmią tak samo. Jednak pomimo że znajdziemy tu kilka spokojniejszych piosenek, to naprawdę liczą się tu jedynie te żwawsze. O ile "My Revange" może przywołać dobre wspomnienia związane z "...And Justice For All", to już piosenka tytułowa niebezpiecznie zbliża się do terytorium wcześniej wspomnianej porażki Megadethu.
"Suicide Society" to średnia płyta, która nie ma wiele do zaoferowania ponad kilka ciekawych zagrywek gitarowych. Sięgnąć po nią powinni jedynie najwięksi fani grupy, dla reszty będzie to jedynie strata czasu. Jeff następnym razem powinien bardziej dopuścić pozostałych członków zespołu do procesu twórczego, ponieważ tym razem wyraźnie słychać, że skupił się wyłącznie na swoich partiach, a pozostałym elementom kompozycji poświęcił jedynie niezbędne minimum uwagi.

5/10

4 komentarze:

  1. Po pierwsze - Megadeth, nie Megadeath
    Po drugie - ten album został nagrany i zmiksowany praktycznie przez samego Watersa, jedyne co zrobił zespół to perkusja i backing vocale.
    Po trzecie - sam wokal Watersa jest super, jednakże słychać tutaj mocną inspirację Hetfieldem...
    Po czwarte - gitary na wysokim poziomie, niestety tekst już nie zawsze.
    Ja bym dał raczej 8/10.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze - Megadeth, nie Megadeath
    Po drugie - ten album został nagrany i zmiksowany praktycznie przez samego Watersa, jedyne co zrobił zespół to perkusja i backing vocale.
    Po trzecie - sam wokal Watersa jest super, jednakże słychać tutaj mocną inspirację Hetfieldem...
    Po czwarte - gitary na wysokim poziomie, niestety tekst już nie zawsze.
    Ja bym dał raczej 8/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, "Megadeath", ten błąd prześladuje mnie od zawsze, już poprawiłem, dziękuję za zwrócenie uwagi.
      Co do wokali to pewnie kwestia gustu, ale moim zdaniem wyraźnie słychać, że Waters nie ma zbyt wielkiego doświadczenia jako wokalista, przez co nie potrafi wycisnąć ze swojego głosu zbyt wiele, a na dodatek nie dysponuje szczególnie imponującą skalą. Tak à propos tekstów to akurat ich nie oceniam, pisałem o tym przy kilku okazjach.

      Usuń
  3. Co do Annihilatora. Jestem z nimi od początku. I pierwsze krążki zdzierałem aż kasety dymiły. Ale teraz... fakt niezaprzeczalny. Nie wyrywam już z butów jak słyszę że puścili nowy krążek. Więc a minęło trochę nie mam jeszcze tej płyty. I nie czuję weny by po nią iść. Skończyły się dla nich dobre czasy. Już dawno. Szkoda kapeli...

    OdpowiedzUsuń