Swallow The Sun - Songs From The North I, II & III
Jednym z największych muzycznych grzechów jest dla mnie niepotrzebne rozciąganie materiału. W związku z tym informacja, iż Swallow The Sun - jeden z ciekawszych zespołów doom metalowych ostatnich lat - postanowił nagrać album nie dwu, a aż trzypłytowy miałem spore obawy co do jego jakości. Okazuje się, że niepotrzebnie, lecz nie bezpodstawnie.
Zespół na całe szczęście postanowił każdą część swojego dzieła utrzymać w odmiennej stylistyce, dzięki czemu "Songs From The North" nie stał się materiałem wyłącznie dla najbardziej wytrwałych fanów. Na pierwszej płycie wita nas znajomy doom, na który czekali wszyscy fani wcześniejszej twórczości grupy, na drugiej usłyszymy spokojny, melodyjny folk, a na koniec twórcy przygniatają słuchaczy przygnębiającym funeral doomem. Różnice między kolejnymi segmentami są tak znaczne, że w pełni uzasadniają podział albumu, nawet jeśli poziom kolejnych płyt nie jest zbyt równy.
Początek albumu nie będzie dla nikogo wielkim zaskoczeniem. Tutaj panowie serwują nam kolejną, całkiem przyzwoitą porcję tego w czym specjalizują się od lat. Chociaż ich melodyjny, lecz ciężki styl nie zestarzał się specjalnie, to niestety właśnie na tej części gabaryty albumu odcisnęły się najmocniej. W porównaniu z ostatnimi wydaniami grupy widać, że tym razem panowie nie dopracowali swoich kompozycji do tego stopnia co zwykle. Piosenki rzadko zaskakują nagłymi zwrotami akcji i nawet jeśli nie można narzekać na monotonię, to zwyczajnie brakuje tu fragmentów, które powodowałyby opad szczęki.
Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak z początkiem drugiej płyty, na której Swallow The Sun zapuszcza się w rejony melodyjnego, atmosferycznego folku, o które dotychczas jedynie się ocierało. Nawet jeśli piosenkom zdarza się czasem na odrobinę zbyt długo stanąć w miejscu, to nie nudzą. Choć w tym gatunku pokusa sięgnięcia po gitarę akustyczną i nudzenia słuchaczy monotonnymi balladami jest wyjątkowo silna, to twórcy znakomicie się jej oparli. Utwory są tu bogate, niejednokrotnie zaskakują, a jednocześnie są niezwykle nastrojowe. Właśnie tak powinno się podchodzić do pisania tego typu muzyki.
Ostatnia część odkrywa natomiast najcięższą stronę zespołu. Przyznam się szczerze, że funeral doom nigdy specjalnie do mnie nie przemawiał, lecz tym razem, w wykonaniu Swallow The Sun nie odrzucił mnie zupełnie, zatem istnieje spora szansa, że fani gatunku będą w siódmym niebie. Nawet jeśli utwory wydają się nieco przesadzone i sztucznie rozciągnięte, to kompozytorzy postarali się nie zanudzić odbiorców pomimo dość ograniczającej konwencji.
Do samo wykonania nie można się przyczepić. Muzycy, choć nie popisują się zanadto swoimi umiejętnościami, to w tym gatunku trudno tego oczekiwać, mimo to imponować może elastyczność wykonawców, którzy dobrze radzą sobie we wszystkich stylach wykorzystanych na albumie.
Ostatecznie Swallow The Sun udało się obronić swój dość ryzykowny pomysł, lecz nie powiedziałbym, że ten eksperyment wyszedł im jedynie na dobre. Ich wcześniejsze, bardziej skoncentrowane wydania niestety biją na głowę "Songs From The North", nie znaczy to jednak, że nie należy po nie sięgnąć. Niestety nawet mimo zróżnicowania monstrualna długość albumu (ponad dwie i pół godziny) odcisnęła swoje piętno i w kilka miejsc wcisnęły się dłużyzny, choć w zaskakująco niewielkich ilościach. Znajdziemy tu wiele interesujących, oryginalnych fragmentów, a drobne wady nie odbierają przyjemności ze słuchania albumu. Dla fanów zespołu jest to pozycja obowiązkowa, a całej reszcie polecam zapoznać się przynajmniej z drugą płytą.
8/10
Ja słucahając tego trójpaku mam dreszcze. Najlepszy album ostatnich lat jaki słuchałem.
OdpowiedzUsuń