wtorek, 3 lutego 2015

Recenzja - 6:33 - Deadly Scenes

6:33 - Deadly Scenes

Naprawdę porządna avant-garde'a zazwyczaj pojawia się tylko raz na jakiś czas. Od ostatniego wydania Vulture Industries gatunek znajdował się w stagnacji. Co prawda było kilka interesujących wydań, lecz nie na tyle przykuwających uwagę, by zaspokoić pragnienie fanów. W końcu dostaliśmy to, na co tyle czekaliśmy.
6:33 brzmi jak dziecko Diablo Swing Orchestra, Devina Townsenda i Mike'a Pattona. Choć po takim opisie wielbiciele gatunku prawdopodobnie muszą wymienić bieliznę na suchą, to niestety natrafiamy przez to na dość poważny problem - czy powtarzanie czyichś eksperymentów to dalej eksperyment? Moim zdaniem, nie do końca. Jednak z powodu deficytu takiej muzyki, myślę że nie ma to większego znaczenia. Szczęśliwie na tym kończy się lista poważnych wad "Deadly Scenes", cała reszta to czysta przyjemność.
Zróżnicowany śpiew to niewątpliwie jeden z największych atutów płyty. Usłyszymy tutaj growle, chórki, szepty, narrację, harmonie, rap (nie w stylu Limp Bizkit, bardziej Pattona) żeńskie i męskie wokale, a wszystkie w bardzo solidnym wykonaniu. Bogactwo środków to również domena kompozycji. Piosenki często łączą bardzo odległe muzycznie koncepcje. Organy przechodzące nagle w podwójną stopę, by zaraz zaskoczyć nas pojawieniem się sekcji dętej czy elektroniki, to na "Deadly Scenes" standard. Dzięki szerokiemu wachlarzowi inspiracji, obejmującemu: jazz, Mike'a Pattona, piosenkę kabaretową, muzykę orkiestrową, Mike'a Pattona, musicale, funk, Mike'a Pattona oraz ekstremalny metal spod znaku Strapping Young Lad, album nie pozwala zasnąć. Same nastroje piosenek także nie pozostają długo bez zmian. Gdy atakuje cię agresywna sekcja rytmiczna, możesz być pewien, że za moment atmosferę rozluźni chwytliwy refren, czy nastrojowa część symfoniczna. Tak jak wcześniej wspomniane Diablo Swing Orchestra, 6:33 mimo swojej nieprzewidywalności, wcale nie jest nieprzystępne. Ta płyta to świetna zabawa dla całej rodziny.
Chociaż faktycznie trudno określić ten album jako innowacyjny, mi osobiście wcale nie przeszkodziło to w dobrej zabawie podczas słuchania albumu. Jeśli tegoroczne, nadchodzące wydania wcześniej wspomnianych wykonawców będą na takim samym poziomie jak "Deadly Scenes", to 2015 będzie bardzo dobrym rokiem dla avant-garde'y.

8,5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz