poniedziałek, 9 lutego 2015

Po co komu wokal?

Z biegiem lat wokaliści zaczęli odgrywać w metalu coraz mniejszą rolę, do momentu, kiedy jednym z najważniejszych zespołów obecnej generacji został instrumentalny Animals as Leaders. Ozzy Osbourne i Rob Halford stają się reliktami przeszłości, których nie zastępują nowi bohaterowie mikrofonu. Czy to oznacza, że w przyszłości zupełnie przestaniemy odczuwać potrzebę ludzkiego głosu? Czy wokal staje się przeżytkiem?

Bardzo szanuję i podziwiam twórczość Dio , ale nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach piosenka z tak prostym riffem, oparta w znacznej części na śpiewie nie byłaby tak imponująca.

Wraz z pojawieniem się ekstremalnych odmian metalu, w których przeniesiono ciężar kompozycji na instrumenty, wokaliści zostali odsunięci na drugi plan. Ich zadaniem stało się tworzenie atmosfery, dodawanie agresji oraz dostarczanie tekstów odpowiednich dla gatunku. Zaskakująco, dla wielu ludzi, zawartość liryczna stała się o wiele ważniejsza, niż sam sposób, w jaki była prezentowana. Całe gatunki zbudowały swój charakter na treści, jaką ze sobą niosły. Myśląc o brutalnym death metalu nie można pominąć szokujących tekstów, które stały się wizytówką gatunku. Jednocześnie to, czy za mikrofonem stoi Chris Barnes, czy John Fisher przestało mieć większe znaczenie.

UWAGA! Filmik zdecydowanie nie dla wrażliwych. Właściwie każdy człowiek, który nauczył się growlować mógł z takim samym powodzeniem wykonywać wszystkie piosenki Cannibal Corpse.

Zespoły extreme metalowe, by wyróżnić się z tłumu musiały umieścić w świetle reflektorów gitarzystę. Kiedy nie można było polegać na chwytliwych refrenach, trzeba było poświęcić o wiele więcej czasu na komponowanie godnych uwagi partii instrumentalnych. Szczęśliwie, rozwój techniki oraz ustępowanie mody na "surowe" brzmienie, pozwoliły na powstanie gatunków opartych w głównej mierze na umiejętnościach instrumentalistów oraz złożonych kompozycjach. Również określenie "melodyjny metal" wcale nie musiało dłużej odnosić się do melodii wokalnej. Przykładem może być tu scena melodeath'owa, na której zadomowiły się growle, lecz elementem, który wpada w ucho są riffy gitarowe.

Wątpię, że jest na świecie ktokolwiek, kto słucha technical death metalu dla wokali, po prostu bez nich piosenki zdawałyby się odrobinę puste.

W rezultacie wokale stały się tłem dla piosenek, które w zasadzie dość łatwo mogły się obyć bez nich, lecz jak w wypadku basu w zespołach z dziewięcio-strunowymi gitarami, nie zniknęły, ponieważ przeciętny słuchacz jest przyzwyczajony do tego elementu kompozycji. W dzisiejszych czasach nie można już odnieść sukcesu bazując tylko i wyłącznie na liniach wokalnych. W ostatnich latach żaden zespół nie wyśpiewał sobie drogi do sukcesu. Ostatnią wokalistką, która zyskała status gwiazdy metalu, była Tarja Turunen, a chciałbym przypomnieć, że debiut Nightwish'a skończy w tym roku osiemnaście lat. Od tego czasu nie pojawił się na horyzoncie żaden nowy Bruce Dickinson. 

Ze skali zjawiska w pełni zdałem sobie sprawę dopiero dwa lata temu na koncercie Mors Principium Est w Megaclubie, gdzie zespół, z powodu choroby Ville Viljanen'a, musiał się obejść bez growli. Pomimo tego, dali jeden z najlepszych koncertów, na jakich byłem.

Chociaż współczesne zespoły nauczyły się radzić sobie wyśmienicie bez ludzkiego głosu, nie jest to powód, żeby zupełnie porzucać ten środek przekazu. Wokaliści mogą nie być tak potrzebni jak kiedyś, lecz ciągle mogą dodać piosenkom charakteru. Śpiew stał się gitarą basową dzisiejszych czasów. W sumie nie jest najważniejszym elementem kompozycji, lecz jego brak może przeszkadzać. Jeśli jednak Animals as Leaders będą ciągle nas przekonywać, iż genialna muzyka potrzebuje tylko gitar i perkusji, to możliwe, że w pośredniakach do filozofów dołączą bezrobotni wokaliści.

Na koniec małe porównanie, powyżej wersja instrumentalna, poniżej z wokalem, sami musicie zadecydować, która jest lepsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz