poniedziałek, 16 lutego 2015

Grammy vs. metal

Wielu z was, zwłaszcza aktywnie śledzących nowości w metalu, orientuje się już jak niedorzeczne są nagrody Grammy w tym gatunku. Same nominacje nasuwają zwykle pytanie, czy organizatorzy kiedykolwiek ich słuchali, czy tylko o nich słyszeli. W ciągu ostatnich lat statuetki wędrowały głównie do wykonawców nie mających większego wpływu na kształt sceny dzisiejszych czasów. Chociaż odrobina szyderstw jest nieunikniona przy okazji tego tematu, to szarganie sobie nerwów nie ma specjalnego sensu. Postrzeganie tego wyróżnienia jako ukoronowania osiągnięć artystycznych zupełnie mija się z celem.

Fotografia inżyniera Mamonia musi wisieć w domu każdej osoby odpowiedzialnej za przyznawanie Grammy, taka jest zasada.

Na początek trochę jadu i statystyk. Tegoroczna nagroda, przyznana Tenacious D - komediowemu, akustycznemu duetowi, za cover piosenki Dio pochodzącej z lat osiemdziesiątych, moim zdaniem powinna zwrócić uwagę młodych fizyków badających podróże w czasie. Relacje z pierwszej ręki ubarwiłyby każdą pracę dyplomową. Chociaż sam bardzo lubię tych wykonawców, to jednak trzeba przyznać, że nie jest to najlepsza piosenka na świecie, to tylko trybut. W poprzednich latach też nie było lepiej. Kiedy w roku 2000 uhonorowano trzydziestoletni wówczas "Iron Man" zespołu Black Sabbath, wielu nerwowo zerknęło na kalendarz, by upewnić się, że nie przeszli przypadkiem przez wyrwę w czasoprzestrzeni. Sama Metallica wygrała sześciokrotnie, w tym za zupełnie nieudane "St.Anger". Na dzień dzisiejszy najmłodszym zespołem, który otrzymał Grammy w tej kategorii jest Slipknot, który został utworzony dwadzieścia lat temu. 

Mój ulubieniec - rok 2010, w momencie przyznania nagrody piosenka miała 33 lata. Nie mówię, że jest zła, ale ktoś musi popracować nad refleksem.

Te liczby świetnie podsumowują to, czym są Grammy - reklamą, mającą na celu zwrócenie uwagi szerokiej publiczności na artystów, których muzyka będzie w stanie wciągnąć młodych słuchaczy w ten gatunek. Społeczność metalowa nie jest w tym wypadku grupą docelową, są nią kobiety i mężczyźni w wieku od lat dwóch, wzwyż. Jeśli jakikolwiek fan Taylor Swift dzięki temu wyróżnieniu kupi "Paranoid", to NARAS już spełniło swoje zadanie. Każdy z nas zaczynał swoją podróż wgłąb tego gatunku mieszanką klasyków oraz, najbardziej przystępnych grup obecnych na scenie w danym czasie. Dopiero z czasem kierujemy nasze pierwsze kroki w stronę cięższych i bardziej innowacyjnych nurtów. Laik, którego pierwszym doświadczeniem z metalem będzie, swoją drogą genialny, The Dillinger Escape Plan prawdopodobnie nie nabierze ochoty na więcej. 

"Blackwater Park" nie jest albumem, w którym każdy zakochuje się od pierwszego przesłuchania. Polecanie go nowicjuszom nie jest najlepszym pomysłem, chociaż zdecydowanie zasługuje na miano albumu roku... każdego roku.

W tej sytuacji kluczem do spokoju ducha jest spojrzenie na Grammy z dystansu. Prasa metalowa zazwyczaj organizuje własne, dużo bardziej trafione nagrody w swojej kategorii, więc nie jesteśmy zdani na łaskę NARAS w sprawie nagradzania dobrej muzyki. Jeśli komuś są potrzebne wyróżnienia, to internet w dzisiejszych czasach jest wypełniony po brzegi stronami, co roku wybierającymi najlepsze albumy. Z pewnością każdy będzie w stanie znaleźć dla siebie miejsce najlepiej odpowiadające jego gustom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz