środa, 4 stycznia 2017

Top 2016 - miejsca 10-6

10. Cyborg Octopus - Learning To Breathe

Pominąłem w tym roku wiele ciekawych albumów, lecz to "Learning To Breathe" najbardziej nie dawał mi spokoju. Coś sprawiło, że nawet po pół roku od premiery sumienie kazało mi rzucić trochę światła na tę płytę. Tym czymś była niesamowita ilość pomysłów i kreatywności, jakich wymagało stworzenie tego dzieła. Solidny techniczny death metal świetnie sprawdza się jako podstawa do której twórcy bardzo zgrabnie doczepiają kolejne ciekawe wpływy. Każda kolejna piosenka jest inna, a gatunki, do jakich kompozytorzy nawiązują potrafią potężnie zaskoczyć. Fani ekstremalnej awangardy koniecznie powinni posłuchać tego albumu.



9. Fleshgod Apocalypse - King

Fleshgod Apocalypse uderza znów łącząc niesamowity ciężar death metalu z monumentalnym brzmieniem symfonicznym przeplatając te dwa odległe światy z taką łatwością, jakby nigdy nie istniały oddzielnie. Ich kompozycje są dopracowane w każdym szczególe, a do tego tak bogate i rozwinięte, iż już same partie orkiestrowe świetnie sprawdzają się jako pełnoprawne utwory bez dodawania jakichkolwiek elementów metalowych (kto nie wierzy, niech poszuka dodatkowego dysku na Spotify). To nie jest zespół jednego prostego haczyka, to genialni muzycy z oryginalną wizją, którą z każdym następnym albumem popychają bliżej perfekcji.



8. Haken - Affinity

Haken to dość nietypowy zespół w świecie progresywy. Ich muzyka to wyśmienite połączenie klasycznego brzmienia prog-rocka z bardziej nowoczesnym podejściem, wykorzystującym wszystko co dała nam współczesna technika. W jednej minucie do złudzenia przypominać będą Yes, by za moment zrzucić na nas ciężar ośmiostrunowych gitar, lub postraszyć elektroniką. Jednocześnie w całym swoim pomyśle nie zapominają o wplataniu zapadających w pamięć motywów, nieschematycznym pisaniu swoich utworów czy bogatych aranżacjach. "Affinity" zachwyci każdego fana progresywy, obojętnie jaki jej rodzaj uważa za szczytowe osiągnięcie.



7. Twelve Foot Ninja - Outlier

Twelve Foot Ninja to kolejny przykład na to, że również przystępna muzyka może rzucić na kolana. Ci panowie przekraczają granice tak wielu gatunków, że aż trudno jednoznacznie określić do jakiego nurtu należą. Znajdziemy tu wpływy rocka alternatywnego, djentu, reggae, jazzu, funku, metalu progresywnego i diabeł wie czego jeszcze. Pewne jest tylko to, że ich utwory są niezwykle chwytliwe, a jednocześnie nieprzewidywalne, złożone i mają więcej charakteru niż wszyscy czempioni radiowi razem wzięci. Takim albumem najłatwiej udowodnić wszystkim opornym znajomym (nawet tym, którzy z metalem nie mają wiele wspólnego), że świetnej muzyki jest w dzisiejszych czasach dostatek, wystarczy tylko umieć szukać.



6. First Fragment - Dasein

Po takich albumach jak "Dasein" umiar i rozsądek zdecydowanie muszą iść na papierosa. First Fragment nie owija w bawełnę i nie bawi się w subtelności - tu chodzi o popisy, jak najgęstsze pakowanie pasaży, zapierające dech w piersiach solówki i burzę sekcji rytmicznej. Ci panowie oczekują przede wszystkim jednej reakcji od słuchacza - niekontrolowanego opadu szczęki, co udaje się bez większych trudności. Jednak tym, co odróżnia ich od kompletnie bezsensownych, pustych popisów pokroju Krallice czy Brain Drill jest dbałość o to, by wszystkie riffy wnosiły coś do całości. Rozkładając wiele z nich na części pierwsze da się rozpoznać podobieństwa do muzyki klasycznej czy jazzu, lecz jeśli komuś nie chce się bawić w takie rzeczy pozostaje dowód empiryczny - te zagrywki zostają w pamięci. Ci panowie opanowali do perfekcji sztukę przesadzania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz