sobota, 30 kwietnia 2016

Recenzja - Haken - Affinity

Haken - Affinity

Są na świecie takie zespoły, przez które ludzie głoszący, że "dzisiejsza muzyka to nie to co kiedyś" stają się pośmiewiskiem. Haken już od dawna był jednym z nich, lecz "Affinity" łącząc old-schoolową progresywną stylistykę z wyraźnymi elementami współczesnego metalu (i nie tylko), jak nigdy dotąd wyśmiewa wszystkich zakotwiczonych w przeszłości muzyków oraz fanów rocka, dla których czas zatrzymał się w latach osiemdziesiątych.
Panowie jak zwykle stanęli na wysokości zadania i dostarczyli nam kolejne progresywne arcydzieło, które będziemy wspominać jeszcze przez długi czas. "Affinity" to bez wątpienia godny następca rewelacyjnego "The Mountain", który daje nam to, za co pokochaliśmy wcześniejsze wydania grupy, a jednocześnie nie boi się sięgać po nowości. Tym razem Haken postanowił przywołać brzmienia dawnych lat w formie sampli czy charakterystycznych dźwięków klawiszy sprzed trzydziestu lat i wymieszać je z nowoczesnymi brzmieniami gitar o poszerzonej skali, elektroniczno-klubowymi akcentami, czy gościnnymi growlami Einara Soldberga z Leprous. Poza tym oczywiście nie zabrakło harmonii wokalnych, zapierających dech w piersiach popisów instrumentalnych, kolosalnych, rozbudowanych kompozycji, niesztampowych rytmów ani świetnych fragmentów atmosferycznych. Brzmienie zespołu jest nieprawdopodobnie kolorowe i nieraz potrafi zaskoczyć nagłą zmianą nastroju, tempa, lub pojawieniem się nowego, zupełnie nieoczekiwanego elementu. Ponadto słychać, że na każdą kolejną kompozycję muzycy mieli unikalny pomysł. Jakby tego było mało, w utwory włożono tak wiele pracy, że zawsze możemy być pewni, iż gdzieś w tle któryś z wykonawców stara się dużo bardziej, niż w pierwszej chwili słychać. Kawałki ociekają pomysłami i bogactwem treści. By wyłapać wszystko, co album ma do zaoferowania trzeba spędzić z nim naprawdę dużo czasu.
Jedyną widoczniejszą wadą "Affinity" jest dość niefortunne rozłożenie piosenek, przez które początek płyty wydaje się nieco ociężały. "Initiate" i "1985" to wprawdzie bardzo dobre piosenki, lecz rozkręcają album dość nieśpiesznie, a przesuwając na ich miejsca takie kompozycje jak niezwykle energiczne "The Endless Kont" czy obfitujące we wgniatające w fotel partie instrumentalne "The Architect" można było rozpocząć album dużo efektowniej. Niektórym przeszkadzać może również fakt, iż chwytliwe motywy nie pojawiają się tu w takiej obfitości, jak na "The Mountain", lecz moim zdaniem muzyka niewiele na tym nie straciła.
Od strony wykonawczej "Affinity" to absolutne mistrzostwo. Nowy nabytek zespołu - Connor Green na gitarze basowej sprawdza się znakomicie i niejednokrotnie pokazuje swoje wirtuozerskie umiejętności. Będąc w temacie sekcji rytmicznej nie można nie wspomnieć o znakomitym występie Raymonda Hearne'a za zestawem perkusyjnym. Jego partie wydają się tym razem mocniej zaakcentowane, co wyszło albumowi zdecydowanie na dobre, bowiem niejednokrotnie są one najciekawsze w całym towarzystwie, a konkurencja jest tu wyjątkowo silna. W sekcji melodycznej jak zwykle na pierwszy plan wybijają się harmonie wokalne Rossa Jenningsa, lecz nie znaczy to wcale, że reszta obija się za jego plecami. Zarówno gitary, jak i klawisze nie próżnują i zasypują nas porywającymi melodiami oraz imponującymi solówkami. Do samego nagrania nie można się przyczepić, mamy tu do czynienia z przestrzennym, czystym, profesjonalnym brzmieniem na jakie zasługuje każdy album progresywny.
Haken w wielkim stylu pokazał jak można połączyć przeszłość z teraźniejszością. Ich najnowsze dzieło jest bez wątpienia jedną z najlepszych płyt tego roku i bezdyskusyjnie powinien po nią sięgnąć każdy szanujący się fan progresywy. 

9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz