piątek, 15 lipca 2016

Recenzja - Kvelertak - Nattesferd

Kvelertak - Nattesferd

Kvelertak niezaprzeczalnie znalazł świetny pomysł na siebie, może nie całkowicie oryginalny, w końcu na połączenie punku i black metalu wpadł wcześniej sam Darkthrone, lecz dopiero oni dopracowali tę formułę do perfekcji. Łącząc rockowe melodie z brudnym, blackowym brzmieniem oraz nieokrzesaną naturą hardcore'u znaleźli sobie niezagospodarowaną niszę, w której czują się całkiem wygodnie.
Piosenki na "Nattesferd" wyraźnie dzielą się na te bardziej rockowe, w których główną atrakcją są świetne, chwytliwe riffy gitarowe przywodzące na myśl czasy takich zespołów jak Thin Lizzy (np. "1985"), oraz ostrzejsze, które wyraźniej ocierają się o tereny bardziej metalowe, w których dominuje agresja brzmienia (np. "Dendrofil for Yggdrasil"). Te pierwsze wypadają tu zauważalnie lepiej i moim zdaniem to na nich panowie powinni się koncentrować w przyszłości. Słychać, że muzycy mieli tu wiele ciekawych pomysłów na klimatyczne, klasycznie brzmiące zagrywki, oraz spokojniejsze melodyjne przerywniki, jednak fragmenty, gdzie twórcy wrzucają do kompozycji blasty oraz tremolo wydają się wciśnięte na siłę i bez większego pomysłu. Najdokładniej widać to w piosence "Berserkr", która miejscami nudzi black metalowymi standardami, lecz typowo rockowe przejścia przypominają z jak ciekawym zespołem mamy tu do czynienia. Krzyk wokalisty balansujący pomiędzy hardcore punkiem a balckowym skrzekiem wraz z kilkoma mocniejszymi akcentami wystarczyłby, by nadać twórczości Kvelertak potrzebny charakter. W związku z tym "Nattesferd" najlepiej słucha się we fragmentach, wybierając te kompozycje, które wypadły najlepiej. Na całe szczęście jednak kiedy już panowie zaczynają grać, tak jak najlepiej im to wychodzi, wtedy zdecydowanie warto ich posłuchać. Jako zespół rockowy Norwedzy znajdują się w ścisłej czołówce stawki ze swoim niepowtarzalnym brzmieniem, niebanalnymi kompozycjami i motywami, które wpadają w ucho jak szalone.
Pod względem nagrania nie ma czym szczególnie się zachwycać. Twórcy zdecydowali się na garażowe, nieoszlifowane brzmienie, pozbawione przestrzeni nowoczesnych wydań. Można jednak zrozumieć tę decyzję, ponieważ żadna część kompozycji przez to nie ginie, a według niektórych nadaje to więcej klimatu, zwłaszcza, że mamy tu do czynienia z połączeniem dwóch gatunków, które nie słyną z najczystszego brzmienia. Sytuacja jest podobna, jak w przypadku niedawnego "Chromaparagon" zespołu Moon Tooth - z reguły nie jestem wielbicielem takiego podejścia, ale tu jest ono uzasadnione.
Najnowsze wydanie Kveletrak to kawał interesującego materiału, nawet jeśli nie wszystko zostało tu dopracowane do perfekcji. Dotychczasowi fani zespołu powinni być usatysfakcjonowani, bowiem panowie ciągle pokazują świetną formę. Niestety, przez wokale, które są tu nieodłączną częścią sukcesu, album nie ma zbyt wielkich szans na popularność wśród radiowej publiczności, lecz każdy fan rocka, który czuje się na siłach zmierzyć z odrobiną ekstremalnego metalu w swojej muzyce, powinien sięgnąć po "Nattesferd".

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz