czwartek, 3 marca 2016

Recenzja - Moon Tooth - Chromaparagon

Moon Tooth - Chromaparagon

W świecie metalu niestety na pęczki mamy grup, które kopiują się nawzajem, powtarzają utarte schematy, lub wręcz chełpią się tym, że siedzą głęboko w latach osiemdziesiątych i nie mają najmniejszego zamiaru wykazać się innowacyjnością. Młodych zespołów z oryginalną wizją nie spotyka się szczególnie często, lecz kiedy już natkniemy się na jeden z nich radości nie ma końca. Moon Tooth jest właśnie jednym z takich znalezisk.
Muzyka tych panów wymyka się wszelkim ścisłym klasyfikacjom. Z jednej strony, usłyszymy tu typowe, stoner/sludge metalowe brzmienie gitar, przywodzące na myśl Baroness, lecz próżno szukać tu typowych dla gatunku prostych, melodyjnych riffów. Nick Lee swoje zagrywki gitarowe oparł w głównej mierze na pasażach, zabawach rytmem i popisach umiejętności technicznych, które obudzą wspomnienia wszystkich wielbicieli mathcore'u. Natomiast melodyjne wokale Johna Carbone'a zbliżają całość do nowoczesnego rocka progresywnego, mimo iż potrafi on również porządnie wrzasnąć, kiedy zajdzie taka potrzeba. Wprawdzie żadna z tych składowych nie jest zupełnie oryginalna, jednak po połączeniu stworzyły kompletnie niepowtarzalną mieszankę, która zarówno imponuje złożonością, jak również przyciąga niespodziewaną przystępnością. Oczywiście na tym muzycy nie poprzestali i w swoje kompozycje wpletli dodatkowo drobne nawiązania do innych gatunków, które niejednokrotnie porządnie zbijają z tropu. W pewnym momencie utwór potrafi przejść na terytorium blues rocka, zaskoczyć nagłym pojawieniem się organów Hammonda, skrzypiec bądź nastrojowych wstawek. Kawałki nie dość, że są napakowane po brzegi interesującymi pomysłami, to jeszcze podane zostały w maksymalnie skompresowanej formie (może poza zamykającym płytę "White Stag"), dzięki czemu nigdy się nie dłużą - wręcz przeciwnie - sprawiają, że ciągle chce się więcej.
Kilka słów należy się również samej produkcji. Chociaż nagrywając "Chromaparagon" twórcy postawili na strategię tworzenia autentycznego, organicznego brzmienia o garażowym klimacie, której zazwyczaj jestem przeciwnikiem, to muszę przyznać, że akurat tutaj sprawdza się ona znakomicie. Ponieważ Moon Tooth nie buduje swojego brzmienia na szczególnie bogatym wachlarzu instrumentów, względna surowość nagrania nie odbiła się negatywnie na przejrzystości utworów. Słuchacze będą w stanie bez problemu wychwycić wszystkie najważniejsze partie instrumentalne. Jak na wydanie celujące w brudne, surowe brzmienie "Chromaparagon" okazuje się zaskakująco profesjonalnie wykonany, a sama stylistyka, w tym wypadku, nadaje jedynie charakteru skrzętnie omijając większość wad, które zwykle wiążą się z tego typu podejściem.
Moon Tooth wbił się tą płytą w samo czoło stawki najbardziej obiecujących, młodych zespołów metalowych. Ich pierwszy album długogrający, nawet jeśli nie przebije się do masowego odbiorcy, jest wielkim sukcesem artystycznym oraz tak potrzebnym powiewem świeżości. Miejmy nadzieję, że więcej grup wzorem tych panów postanowi zabrać metal na nieodkryte wcześniej tereny, zamiast kurczowo trzymać się przeszłości.

9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz