sobota, 10 września 2016

Recenzja - Devin Townsend Project - Transcendence

Devin Townsend Project - Transcendence

Muzyka Devina Townsenda występuje we wszelkich kształtach i rozmiarach. Ten muzyk jak żaden inny zgrabnie lawiruje między gatunkami z każdym kolejnym wydaniem zaskakując swoich fanów oraz udowadniając, że jest w stanie stworzyć arcydzieło praktycznie w każdym stylu. Jest dokładnym przeciwieństwem wszystkich kurczowo trzymających się przeszłości metalowych tradycjonalistów, zanudzających publiczność kolejnymi bliźniaczo podobnymi albumami i właśnie dlatego na jego kolejne wydania czeka się z zapartym tchem.
Tym razem Devin postanowił odwiedzić bardziej nastrojowe tereny, na które zapuszczał się już przy okazji albumów takich jak "Terria", "Accelerated Evolution", czy "Infinity", którego wstęp - "Truth" nagrał z tej okazji ponownie (chociaż znalazłoby się kilka bardziej godnych odświeżenia utworów na tej płycie, to i tak przyjemnie jest usłyszeć tę kompozycję nagraną w bardziej nowoczesnych warunkach). Od razu zatem wiadomo, iż znajdziemy tu masę pogłosu, spokojnych melodii, lecz także wiele niezwykle wpadających w ucho motywów, które zostaną z nami jeszcze długie miesiące, jeśli nie lata. W pierwszym momencie może wydawać się, że utwory nie są tu zbyt złożone, lecz po dokładniejszym wsłuchaniu się odkrywają swoją prawdziwą głębię. Choć linie melodyczne przewijające się na pierwszym planie nie należą do najbardziej skomplikowanych, to cała zabawa zaczyna się, gdy próbujemy wyłapać wszystko, co kompozytor ukrył dla nas w sekcji rytmicznej oraz w tle. Najlepszym przykładem jest wyśmienite "Failure". Już sama solówka, swoją drogą prawdopodobnie najlepsza w twórczości Townsenda od czasu oszałamiającego "Deep Peace", wystarczyłaby aby powalić słuchaczy, lecz nieprzewidywalne, często zmieniające się schematy rytmiczne dodatkowo powodują opad szczęki. Ponadto dużo smaku całości dodają niezwykle bogate aranżacje zachwycające elementami symfonicznymi, akustycznymi, chórami, duetem wokalnym Devina i Anneke van Giersbergen (której jednak nie usłyszymy tak dużo jak na kilku wcześniejszych płytach), a także szczodrym użyciem klawiszy. Ponadto każda z piosenek jest wyjątkowa na swój własny sposób. Przywołujące wspomnienia "Truth", wcześniej wspomniana solówka z "Failure", złożone partie gitarowe na "Secret Sciences", Potężne uderzenie ciężaru na "Higher", chwytliwość "Stars", szalone klawisze na "Offer Your Light", czy niespodziewany cover "Transdermal Celebration" - wszystko to sprawia, że "Transcendence" sprawia wrażenie naprawdę przemyślanego i dopracowanego albumu, który nie ma prawa szybko się znudzić. Jedyna wada jakiej można się tu dopatrzyć to sporadyczne dłużyzny, które nawiedzają większość albumów skupionych na budowaniu nastroju, lecz nie są zbyt uciążliwe.
Od strony produkcyjnej mamy tu do czynienia z typowym stylem, do jakiego już dawno przyzwyczaił nas Devin Townsend. Nie oszczędzał na pogłosie, przez co kompozycje sprawiają bardziej monumentalne wrażenie, a przestrzenność dźwięku jest wręcz niewiarygodna, aczkolwiek wyłowienie wszystkich smaczków ukrytych w kompozycjach może okazać się wyzwaniem. Posiadacze lepszego sprzętu nie będą mieli z tej racji większego problemu, lecz na głośnikach z laptopa, bądź tanich słuchawkach lepiej od razu dać sobie spokój. W warstwie wykonawczej szczególny popis dał tu perkusista, Ryan Van Poederooyen, którego nabicia nieraz rozkładają na łopatki. Podobnie jego kolega z sekcji rytmicznej, dbający o niskie częstotliwości Brian Waddel, dla którego warto wsłuchać się w pasmo basu.
Ostatnia ważna sprawa to dodatkowy dysk, który znaleźć można w Deluxe Edition krążka. Absolutnie, w żadnym razie nie wolno go pominąć, bowiem jest tak samo dobry, a może nawet i lepszy niż zawartość podstawowa. Z pewnością materiał jaki można tam znaleźć jest o wiele bardziej zróżnicowany, jednak wyraźnie gorzej zmiksowany. Znajdziemy na nim wiele nieoszlifowanych diamentów, które musi usłyszeć każdy fan Townsenda. Prawda - niejednokrotnie odstraszy nas nieporządek w nagraniu, głuchy bas czy nadmierna kompresja jednak kompozycje niczym nie ustępują tym, które dostały się na główny krążek.
Devin po raz kolejny popisał się swoim niebywałym talentem kompozytorskim i dodał do swojej, już i tak obszernej dyskografii kolejny genialny album. "Transcendence" nie musi przypaść do gustu już przy pierwszym przesłuchaniu, jednak dużo zyskuje z każdym kolejnym odtworzeniem. W ten album należy się wsłuchać i pojedynczo wyławiać kolejne świetne pomysły, które ukryli w nim twórcy.

9/10

1 komentarz:

  1. Moim skromnym zdaniem świetna nietuzinkowa płyta.Muzyka z najwyższej półki.Kiedy się jej słucha można naprawdę"odlecieć".Dario.

    OdpowiedzUsuń