czwartek, 18 sierpnia 2016

Recenzja - Equilibrium - Armageddon

Equilibrium - Armageddon

Nie da się ukryć, że folk metal lata swojej największej świetności ma już za sobą. Niestety kolejne gwiazdy tej sceny w ostatnich latach zaliczały spadki formy, niektóre bardziej widoczne, inne stopniowo się wypalały. Equilibrium zdawało się jednak odporne na tę chorobę. "Erdentempel" wciąż porywało, jakby znów był rok 2006. Niestety tym bardziej boli fakt, iż na "Armageddon" zespołowi w końcu lekko powinęła się noga.
Słuchając ich najnowszego dzieła można odnieść wrażenie, iż twórcy starali się bardziej stonować brzmienie ograniczając  na przykład ilość i rolę elementów folkowych oraz klawiszowych. Nie trudno zgadnąć, czy skończyło się to dobrze. Wprawdzie wciąż dźwięki keyboardu towarzyszą nam praktycznie cały czas, lecz dużo brakuje im do złożoności tych znanych z poprzednika. Bardzo często powtarzają melodie innych instrumentów, a kompozycje prowadzone są przez to bardzo jednotorowo. W połączeniu z niezbyt oryginalnymi zagrywkami gitarowymi oraz wykorzystywaniem już dość wtórnego schematu płyta wywiera wrażenie pewnego rodzaju zapychacza, w którym jedynie niektóre, pojedyncze piosenki naprawdę potrafią zapaść w pamięć. Trzeba jednak przyznać - takie również tu znajdziemy. Najpiękniejszą perełką na całym albumie jest z pewnością "Born To Be Epic" - jeden z mniej poważnych utworów, jakie to Equilibrium ma w zwyczaju przemycać na swoje płyty. Tym razem usłyszymy zupełnie zaskakujące akcenty elektroniczne, które potrafią zwalić z nóg. Poziom trzymają również takie kawałki jak "Zum Horizont" bogato operujące klawiszami oraz "Helden", na którym znajdziemy dźwięki kojarzące się ze złotymi latami ośmiobitowych konsol. Wielka szkoda, że są to jedynie chlubne wyjątki, bowiem wiele piosenek jak na przykład "Pray" (które dodatkowo traci klimat przez zastąpienie niemieckiego angielskim) czy przydługie zakończenie w postaci "Eternal Destination" znużą wszystkich, którzy mieli wcześniej kontakt z folk metalem, a cztery minuty narracji ze sztampowym podkładem na "Koyaaniskatsi" to już prawdziwe przegięcie. Album zyskałby wiele, gdyby wyciąć część materiału i wydać go jako EP, panowie zauważalnie nie mieli wystarczająco dużo pomysłów. Miejmy nadzieje, iż następnym razem muzycy dadzą sobie więcej czasu, lub podejdą do sprawy mniej poważnie, skoro w ten sposób osiągają najlepsze rezultaty.
"Armageddon" to propozycja raczej wyłącznie dla największych i najbardziej zatwardziałych fanów gatunku. Pozostali, jeśli nie chcą odpuszczać sobie tego wydania powinni raczej wyławiać z niego pojedyncze piosenki i odpalić sobie po raz kolejny "Erdentempel", lub dowolny wcześniejszy album Equilibrium. Nie jest to kompromitująca porażka, lecz fani prawdopodobnie liczyli na coś więcej.

6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz