David Maxim Micic - Eco
Ostatnia epka Davida Maxima Micica (jak już zdążyłem zauważyć) choć była całkiem udaną porcją muzyki atmosferycznej, nie zostawała zbytnio w pamięci. Miesiąc po jej premierze muzyk prezentuje nam kontynuację, która owszem, również kładzie duży nacisk na budowanie nastroju, ale naprawia wszelkie niedociągnięcia poprzedniczki. Można śmiało stwierdzić, że "Eco" spokojnie dorównuje poziomem wszystkim wcześniejszym dziełom twórcy, a może nawet je przebija.
Druga część zestawu "Ego - Eco" stylistycznie leży pomiędzy częścią pierwszą, a trylogią "Bilo". Jest to epka wyraźnie skoncentrowana na budowaniu nastroju, lecz znajdziemy na niej również wiele chwytliwych motywów. Tym razem kolejne numery nie zlewają się ze sobą, co moim zdaniem było całkiem niezłą decyzją. Dzięki temu muzyka wydaje się odrobinę bardziej poukładana i skupiona, a każdą kompozycją można cieszyć się w oderwaniu od reszty. Pomimo bardziej uporządkowanej formy utwory wręcz kipią kreatywnością, wciąż potrafią zaskoczyć, a ich twórca mocno zaszalał mieszając w swojej muzyce wiele różnych inspiracji. Znajdziemy tu świetną elektroniczno-akustyczną wariację na temat jednego z motywów użytych wcześniej na "Ego", fragmenty typowo progresywne, charakterystyczne, djentowe riffy, pianino, powrót wokali (zarówno męskich, jak i żeńskich), masę elektroniki, fragmenty symfoniczne oraz świetne solówki. Są tu fragmenty cięższe, spokojniejsze, chwytliwe, ukazujące umiejętności wykonawcze, ale każdy można określić również jako piękny. Chociaż album jest dość spokojny, to dzięki takiemu bogactwu brzmień nie można się nudzić.
"Ego" i "Eco" jako całość wypadają całkiem nieźle, lecz można odnieść wrażenie, że pierwsza była jedynie wstępem do drugiej, na której Micic faktycznie rozwinął koncepcję obydwu płyt. Dopiero teraz nastrojowe kompozycje osiągnęły swój pełny potencjał. Nie oznacza to jednak, iż nie należy sięgać po wcześniejsze wydanie, ponieważ "Eco" miejscami nawiązuje do motywów pojawiających się na poprzedniczce, budując na nich coś zupełnie nowego, co samo w sobie jest dość interesującym pomysłem. Uważam jednak, że więcej sensu miałoby połączenie obydwu wydań w jeden album, na którym "Ego" byłoby traktowane jako pojedynczy utwór.
Najnowsza epka Davida Maxima Micica to pozycja obowiązkowa dla fanów innowacyjnej, spokojniejszej progresywy. Od tej płyty bardzo ciężko się oderwać i moim zdaniem jest to jedno z najlepszych wydań tego roku. Jestem pewien, że "Eco" będzie gościć w moich głośnikach równie często jak "Bilo 3.0".
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz