wtorek, 8 września 2015

Recenzja - Amorphis - Under The Red Cloud

Amorphis - Under The Red Cloud

Amorphis w przeszłości nie bało się zmian, jednak przez ostatnie dziesięć lat ich kolejne płyty były utrzymane w podobnej stylistyce. Zespół każdym następnym wydaniem udowadniał, że jest w stanie po raz kolejny bazując na tej samej formule stworzyć genialną muzykę. Ich niesłychanie zróżnicowane brzmienie czerpiące inspiracje z wielu gatunków wciąż nie nudzi, a ich najnowsze dzieło stoi na równie wysokim poziomie, co wszyscy jego poprzednicy.
"Under The Red Cloud" to przede wszystkim album niesamowicie różnorodny, pełny niespodziewanych zwrotów akcji, a także bogatych aranżacji. Utwory, choć niekoniecznie eksperymentalne pod względem konstrukcji, zostały złożone z tak pokaźnej ilości elementów, że nie sposób się nudzić. Znajdziemy tu również wiele akcentów folkowych (między innymi gościnne popisy Chrigela Glanzmanna z Eluveitie na instrumentach dętych), wszelkich rodzajów klawiszy, a miejscami nawet wpływy muzyki wschodu oraz żeńskie wokale. W porównaniu z poprzednimi wydaniami jest tu zauważalnie więcej cięższych fragmentów i growli, które przyjemnie urozmaicają kompozycje grupy. Dzięki temu "Under The Red Cloud" jest jeszcze bardziej różnorodny, niż jego poprzednicy.
Utwory świetnie mieszają ze sobą wpadające w ucho melodie, ciężar death metalu, progresywne wstawki, a także spokojniejsze fragmenty, które znakomicie rozładowują atmosferę. Chociaż zwykle naraz prowadzone są maksymalnie dwie melodie, to zmieniają się one tak często, że nie ma tu mowy o monotonii, a gdy motywy powracają zazwyczaj znajdziemy w nich drobne wariacje, które walczą o utrzymanie uwagi słuchaczy. 
Wykonawcy jak zwykle wykazali się świetnymi umiejętnościami, a ich partie zawsze są dopracowane i przemyślane. Gitarzyści co chwilę serwują nam niebanalne, lecz zapadające w pamieć zagrywki, które za nic na świecie nie chcą wypaść z ucha, a także nie boją się zabawić się interesującymi efektami. Zarówno oni, jak i klawiszowiec dają imponujące popisy swoich umiejętności na wspaniałych, melodyjnych solówkach, których na tym albumie nie brakuje. Będąc przy klawiszach należy wspomnieć, że Santeri Kallio używa bardzo szerokiej gamy brzmień począwszy od pianina, przez organy Hammonda, na dźwiękach keyboardowych przywodzących na myśli klasykę rockowej progresywy kończąc. Jego partie wnoszą całkiem sporo do kompozycji i są należycie podkreślone w miksie. Również gitara basowa nie została zupełnie zaniedbana i czasami można wychwycić w niskich rejestrach całkiem ciekawe motywy. Perkusista spisał się fenomenalnie zarówno na cięższych, jak i lżejszych fragmentach, w obydwu wypadkach dostarczając nam kreatywnych nabić, które świetnie pasują do tonu muzyki. Tomi Joutsen za mikrofonem, jak już wspomniałem, tym razem dużo częściej growluje, lecz nie oznacza to, iż porzucił czysty śpiew. Na obydwu polach sprawuje się znakomicie, dowodząc że jego głos ma nie tylko piękną barwę, lecz również jest niebywale elastyczny.
"Under The Red Cloud" to przykład melodyjnego metalu z najwyższej półki. Dzięki kilku drobnym modyfikacjom płyta brzmi jeszcze bardziej bogato, niż "Circle", co jest niemałym osiągnięciem. Amorphis pokazał tu najwyższą formę i udowodnił, ze nie ma zamiaru zwalniać. Po ten album powinien sięgnąć każdy szanujący się fan metalu, który nie ma uczulenia na odrobinę melodii w swojej muzyce.

9,5/10 

1 komentarz:

  1. nie mogę przestać słuchać, wciągnęło mnie jak chodzenie po bagnach........... zajadę chyba moją radiolę

    OdpowiedzUsuń