Fallujah - Dreamless
Choć już od czasu debiutu było wiadomo, że Fallujah wyraźnie wybija się ponad przeciętność, to dopiero "The Flesh Prevails" ukazało z jak wyjątkowym zespołem mamy do czynienia. Niespotykane wcześniej progresywno-atmosferyczne brzmienie death metalu, rzuciło społeczność metalową na kolana, przez co oczekiwania wobec "Dreamless" mocno poszybowały w górę. Biorąc pod uwagę jaką rewolucję grupa zafundowała nam poprzednio można było spodziewać się, iż ich następne dzieło dodatkowo rozbuduje wcześniejsze, intrygujące pomysły, dlatego niektórych rozczaruje fakt, że dostaliśmy kolejną porcję tego samego.
Na sam początek warto jednak zająć się pozytywami, bowiem, po pierwsze - zdecydowanie dominują, a po drugie - jest ich całkiem sporo. Fallujah to mistrzowie przeplatania fragmentów melodyjnych i nastrojowych z agresją death metalu. Potężnej, dynamicznej sekcji rytmicznej oraz głębokim growlom stale towarzyszą nieśpieszne partie gitarowe, bądź elektroniczne o nietypowym brzmieniu, a w międzyczasie, przewijają się żeńskie wokale, imponujące technicznie riffy lub solówki, a także nietypowe nabicia perkusyjne. Dzięki temu kompozycje przypominają bardziej przemyślaną, składną mieszankę, niż ciąg sztucznie połączonych, kontrastujących ze sobą urywków innych utworów. Bardzo łatwo zatem wczuć się w koncept albumu i odpłynąć zatracając się w niesamowitej atmosferze, jaką buduje "Dreamless".
Koncept zrealizowano bez potknięć. Każdy z instrumentalistów wykazuje się pełnym profesjonalizmem i kreatywnością w swoich partiach. Gitary jednocześnie ciężarem wbijają w fotel, a z drugiej głaszczą słuchacza łagodnymi motywami, w obu tych przypadkach dając upust wirtuozerskim umiejętnościom Scotta Carstairsa i Briana Jamesa. Perkusista nigdy nie zadowala się najprostszymi nabiciami i gęsto dorzuca intrygujące przejścia. W warstwie produkcyjnej jest lepiej niż poprzednio. Udało się uniknąć zlewającego się brzmienia "The Flesh Prevails" i choć moim zdaniem należało mocniej podkreślić gitarę basową oraz akcenty elektroniczne, to końcowy efekt jest całkiem zadowalający.
Niestety "Dreamless" nie uchronił się przed pewnymi wadami, które w tym momencie nie doskwierają tak bardzo, lecz jeżeli Fallujah ma zamiar utrzymać pozycję pioniera progresywnego death metalu powinien zająć się nimi jak najszybciej. Przede wszystkim album nie rozwija specjalnie dotychczasowych koncepcji zespołu. Na dobrą sprawę znajdziemy tu więcej tego, co poprzednio, jedynie z drobnymi modyfikacjami i jeśli panowie zdecydują się w ten sposób osiąść na laurach, to nawet ich oryginalna formuła w końcu się przeje. Kolejnym problemem jest niewielkie zróżnicowanie między kolejnymi numerami. Z niewielkimi wyjątkami w postaci kawałków instrumentalno-elektronicznych nie znajdziemy tu wiele utworów, które szczególnie wybijają się przed szereg. Choć po przesłuchaniu albumu z pewnością każdy świetnie zapamięta charakterystyczne brzmienie Fallujah, to wątpię, by jakakolwiek pojedyncza piosenka była w stanie bez problemu wryć się słuchaczom w pamięć. Oczywiście biorąc pod uwagę, iż zespół nie wydał jeszcze zbyt wiele materiału, oraz ich wyjątkowe brzmienie, można zignorować te zarzuty, lecz byłoby wielką stratą, gdyby ci panowie zachorowali na syndrom AC/DC.
Kogo zachwycił "The Flesh Prevails" koniecznie powinien sięgnąć po "Dreamless". Jak poprzednio jest to zupełnie niepowtarzalne, progressive death metalowe dzieło, którego nastrojowe fragmenty zachwycają. Martwi oczywiście brak większych innowacji, jednak nie odbiera przyjemności ze słuchania.
8,5/10
Ale Fallujah to pionierzy atmosferycznego death metalu, nie death metalu progresywnego. ;)
OdpowiedzUsuńA może jednak atmosferycznego neo-progresywnego post-deathcore'u? Wydawało mi się, że podkreśliłem, iż muzycy mocno stawiają tu na budowanie nastroju, więc raczej nikt nie powinien czuć się przez to zdezorientowany. Jeśli ktoś dalej potrzebuje dzielić metal na kolejne gatunki to proszę bardzo, ale wydaje mi się, że to co robi Fallujah można bez większej dyskusji zakwalifikować jako progresywę, a że jest atmosferyczna to już osobny temat. Proponowałbym nie tracić czasu na jałowe spory o nazwy niszowych podgatunków death metalu, one zupełnie nic nie wnoszą.
Usuń