Death Angel - The Evil Divide
Choć Death Angel w złotych latach thrash metalu wydali jedynie trzy albumy i z pewnością nie osiągnęli takiego statusu jak wielka czwórka tego gatunku, to dzięki swoim najnowszym wydaniom wysuwają się na samo czoło stawki. Pomimo braku większych innowacji, począwszy od "The Art Of Dying" zespół trzyma wysoki poziom, a wręcz go podnosi. "The Evil Inside" to kolejny krok w tym samym kierunku.
Fani klasycznego thrash metalu nie mogli lepiej trafić. Muzycy nie mieli najmniejszego zamiaru mieszać w tradycyjnej formule gatunku, a siła albumu nie leży w innowacjach, a raczej czystej jakości kompozycji i wykonania. Powiedzmy sobie jasno - wyłączając zespoły, które modyfikują konwencję thrashu, to Death Angel jest obecnie najlepszy w swojej kategorii. Riffy gitarowe zapadają w pamięć, jak również ukazują wspaniałe umiejętności techniczne wykonawców. Kompozycje, choć niezbyt odkrywcze, nigdy nie stoją w miejscu, oraz nie powodują ziewania. Różnią się również między sobą na tyle, by odeprzeć wszelkie zarzuty o powtarzalność. Znajdziemy tu typowe, pędzące na złamanie karku kompozycje przypominające o punkowych korzeniach gatunku (np. "Hell To Pay"), stonowane, melodyjne pół-ballady ("Lost") i te bardziej skupione na popisach technicznych i solówkach ("Hatred United / United Hate").
Utwory nie są tez prowadzone jednotorowo. Gitarzyści starają się uzupełniać się nawzajem, a nie powtarzać te same zagrywki, a basista nie odchodzi w cień, lecz nierzadko dorzuca od siebie ciekawe motywy, bądź podsuwa nam linie basową równie interesującą, co partie gitar. Nabiciom perkusyjnym również daleko do banałów pokroju standardowego beatu na cztery czwarte, a perkusista wychodzi z siebie, by jego popisy były równie ciekawe, co cała sekcja melodyczna. Wokale Marka Osegueda'y również prezentują najwyższy poziom. Jego głos świetnie balansuje między prowadzeniem melodii, a agresją thrashowego krzyku. Czysta, nowoczesna produkcja należycie podkreśla jakość wykonania albumu i zwraca uwagę na wszystkie największe atuty zespołu. Ścieżki nie zlewają się, a brzmienie jest tu wyjątkowo przejrzyste.
Death Angel zaprezentował nam właśnie szczyty możliwości tradycyjnego thrash metalu. Byłoby bardzo trudno osiągnąć lepsze rezultaty bez większych ingerencji w brzmienie tej konwencji. Wszystko, co miało zadziałać, zadziałało tu na sto procent, jednak w świecie, który widział już takie wydania, jak choćby niedawne "Terminal Redux" zespołu Vektor, nie wiem, czy podręcznikowe podejście do muzyki powali kogoś na kolana. Jest to świetna płyta, lecz nie nadaje się dla tych, których gatunek zdążył już znudzić.
8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz