piątek, 22 maja 2015

Recenzja - We Butter The Bread With Butter - Wieder Geil!

We Butter The Bread With Butter - Wieder Geil!

We Butter The Bread With Butter, jak sama nazwa wskazuje, nigdy nie byli specjalnie poważnym zespołem. Co prawda ich deathcore'owe wersje piosenek dla dzieci nigdy specjalnie do mnie nie trafiły, lecz już ich ostatni album "Goldkinder", dzięki któremu dowiedzieliśmy się jak brzmiałby Rammsteincore, był wyjątkowo rozrywkowy. W związku z tym, myśląc, że zespól postanowi pójść dalej tą ścieżka, sięgnąłem po ich najnowsze wydanie w nadziei na kawał głupiego, aczkolwiek przyjemnego -core'u.
Niestety moje oczekiwania nieco minęły się z rzeczywistością. Co do pierwszej części grupa wywiązała się znakomicie, muzyka na "Wieder Geil!" nie jest zbyt ambitna. Niestety w przeciwieństwie do swoje go poprzednika album ten nie zawiera chwytliwych Rammstein'owych motywów, które nie doczekały się godnych następców, gdyż muzycy postanowili zastąpić je bardziej klubowo-dubstep'ową elektroniką kojarzącą się raczej z Asking Alexandria oraz The Browning. Nie byłoby to jeszcze tak niewybaczalne, gdyby przegięli z nimi na tyle mocno, że byliby śmieszni, lecz używając ich powtarzają raczej trancecore'owe schematy, które nie są ani oryginalne, ani zabawne.
Ustaliwszy w jakiej kategorii wagowej walczy "Wieder Geil!", wypadałoby powiedzieć jak prezentuje się na tle konkurencji. Muszę przyznać, że jak na średnio ambitny metalcore We Butter The Bread With Butter są zdecydowanie o całą półkę wyżej niż większość najpopularniejszych gigantów tej sceny. Ich riffy gitarowe nie polegają na przemycaniu ciągłych breakdown'ów w nadziei, że słuchacze nie zorientują się, że nikt w zespole nie wie do czego służą te śmieszne metalowe wypustki pod strunami. Oczywiście zagrywki te nie mogą równać się z tymi znanymi z twórczości Periphery, czy Monuments, lecz mają w sobie na tyle energii, by wywołać mimowolne kiwanie głową, a ich poziom skomplikowania nie obraża inteligencji słuchacza. Również użycie ojczystego języka zespołu działa na korzyść kompozycji, ponieważ niemiecki pasuje do growli niczym Bogusław Linda do filmów Władysława Pasikowskiego. Na nieszczęście na każdy porządny motyw przypada również fragment po którego usłyszeniu nie sposób się nie załamać. Czasem przyjmuje on formę wcześniej wspomnianej, przewidywalnej elektroniki, czasem niedorzecznego breakdown'u, czasem zupełnie niepotrzebnych czystych wokali, a czasem niebywale irytującego sampla.
Zabierając się za "Wieder Geil!" chciałem usłyszeć więcej Rammsteina w wersji metacore'owej, a zamiast tego dostałem odrobinę lepszego przedstawiciela gatunku z kilkoma drobnymi haczykami. Fani konwencji zdecydowanie powinni sięgnąć po ten album, lecz w innym wypadku polecałbym unikanie tego wydania. Chociaż niektórym płyta ta przypadnie do gustu, a inni skreślą ją po usłyszeniu zaledwie jednej piosenki, to w moich oczach jest ona strasznym przeciętniakiem.

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz