"St.Anger" nie wpisał się szczególnie dobrze w karty historii metalu, lecz na ile jest to wina treści, a na ile formy? Moim zdaniem za lwią część złej reputacji płyty odpowiada nieodpowiednio dobrana produkcja. Właściwie zdałem sobie z tego sprawę dopiero niedawno, kiedy usłyszałem jej odświeżoną wersję (widoczną poniżej), nagraną przez ludzi o których nigdy nie słyszałem. Okazuje się, że na "St.Anger" znajdują się całkiem porządne fragmenty, które zasłaniał mi werbel, brzmiący jak odwrócone, metalowe wiadro. Chociaż ciągle nie mógłbym z czystym sumieniem go polecić, to nie powoduje apopleksji. Przeprowadziłem nawet małe badanie opinii publicznej na temat jakości obydwu wersji. Oryginał otrzymał nędzne 4,4/10, nowsza wersja całkiem znośne 6,5/10. Tak znacząca poprawa została osiągnięta wyłącznie za pomocą zmian, których mógł dokonać producent. Wyrzucono wszystkie elementy, które nie powinny się znaleźć na alternative metalowym albumie. Pozbyto się dłużyzn, brutalnego werbla oraz wrażenia nagrywania w piwnicy.
Ale moment, moment... przecież kiedy piosenki Sun O))) trwają po osiem minut, chociaż nie zasypują nas akcją rodem z amerykańskich filmów akcji to wszystko jest w porządku. Kiedy slamming brutal death metalowa perkusja brzmi jak zestaw beczek i blachy falistej to nikomu nie psuje to zabawy. Kiedy Norwegowie z pandą na twarzy nagrywają dyktafonem z komórki to stają się "trve". Dzieje się tak ponieważ każda konwencja wymaga innego podejścia. W progresywnym metalu bardzo ważne jest ukazanie muzycznej głębi. Słuchacz powinien móc bez większego wysiłku przenosić swoją uwagę z jednej linii melodycznej na drugą. Ale co, jeśli twoja wizja nie zawiera rozbudowanych partii orkiestry, klawiszowca z wykształceniem muzycznym, a termin "polifonia" brzmi dla ciebie bardziej jak choroba weneryczna, niż cecha pożądana w kompozycji? Wtedy doskonale doszlifowanym nagraniem podkreślałbyś wady piosenek. Właśnie z tego powodu Gorgoroth nigdy nie powinien był wracać do "Under The Sign Of Hell".
Ktoś musiał stwierdzić, że na tej płycie czają się ukryte subtelności, które należy wydobyć nagrywając wszystko w lepszej jakości. A gdzie ty będziesz, gdy uderzy kwas?
Muzycy stawiający na szybkość i agresję mogą zasłonić niedoróbki techniczne za amatorską produkcją, zatem chociaż, jak już wcześniej podkreślałem, nie lubię tradycyjnego black metalu, to rozumiem stanowisko jego fanów wobec surowości brzmienia. Jednak nie pojmuję dlaczego ktokolwiek narzeka na zbyt dopieszczone brzmienie dzisiejszego technical czy progressive metalu. Jeśli wkładasz w swoje kompozycje więcej, niż brutalność, to nie rozumiem dlaczego miałbyś to ukrywać przed słuchaczami. Wiele starszych albumów mogłoby wiele zyskać, korzystając z dobrodziejstw nowoczesnej techniki. Twierdząc, że nowoczesna produkcja niszczy death metal wykazujesz się taką samą ignorancją, jak ja, kiedy próbowałem przenosić reguły progresywy na black metal.
Dzięki ponownemu nagraniu piosenki możemy cieszyć się wszystkimi wspaniałymi riffami, które mogły nam umknąć w oryginalnej wersji.
Produkcja może być kontrowersyjnym tematem. Ważne jest, by podejść do sprawy z dystansem i nie oceniać wszystkiego jedną miarą. Dobry producent nie może podchodzić do każdego zespołu tak samo. Gdzie jeden typ nagrania działa świetnie, inny może dużo popsuć. Zatem zanim rozpętasz kolejną wojnę w komentarzach na temat wyższości technologii analogowej nad cyfrową, doprecyzuj o jakim gatunku mówisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz