The Fall Of Troy - Doppelgänger
Nie ma złych gatunków, po prostu niektóre zostały dotknięte plagą muzycznego beztalencia. Szczególnie podatni na tę chorobę są przedstawiciele -core'u. Cała sytuacja jest dość przykra, ponieważ ludzie dość często nie rozumieją kalectwa z jakim borykają się te rodzaje muzyki. To prawda, że post-hardcore zazwyczaj dostarcza nam wrażeń, które wrażliwszych mogą przyprawić o traumę na całe życie, ale to nie jest jeszcze powód, żeby nie docenić czegoś, co mu się udało.
The Fall Of Troy to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka przytrafiła się gatunkowi do czasu At The Drive-In. Odrobina (lub w tym wypadku cała masa) pomysłów, ciężkiej pracy, talentu oraz mathcore'owe inspiracje postawiłyby na nogi nawet disco polo. Szalone kompozycje i niesamowite umiejętności instrumentalistów przeczą rozpowszechnionym stereotypom, a zupełny brak auto-tune'a sprawia, że z początku w ogóle nie mogłem dopasować zespołu do jakiegokolwiek gatunku. Połączenie koncepcji pozornie nie pasujących do siebie było eksperymentem, który zdecydowanie się opłacił. Jeśli nie komercyjnie to z pewnością artystycznie. Na przekór konwencji, partie gitary są tak samo ważne, jak wokale. Nawet gitara basowa odgrywa tu całkiem znaczącą rolę. Piosenki, chociaż okazjonalnie korzystają ze standardowych wzorów kompozycyjnych, przykuwają uwagę złożonością elementów, z których się składają, a także wirtuozerią wykonawców. Przeplatanie wysokich pasaży, hardcore'owych krzyków, melodyjnego wokalu z Dillinger'owymi rytmami było kluczem do sukcesu. Zdecydowanie warto posłuchać albumu "Doppelgänger", by wyzbyć się swoich uprzedzeń. Uczyni cię to nie tylko bogatszym o nowe doświadczenia, lecz możesz stać się dzięki temu lepszą osobą.
Następnym razem kiedy postanowisz obrzucić błotem cały nurt najpierw upewnij się, że nie ma zespołu, który mógłby zmienić twoje zdanie. Pamiętaj, to nie gatunki są odpowiedzialne za złą muzykę, to okropni muzycy psują im opinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz