Anthrax - For All Kings
Anthrax wracając po długiej przerwie albumem "Worship Music" rozbudził wielkie nadzieje fanów. Nie było to może najlepsze wydanie w historii zespołu, lecz niosło ze sobą obietnicę większej ilości przyzwoitego materiału w przyszłości. Teraz nadszedł czas na spełnienie tej obietnicy. Czy udało się jej dotrzymać już zależy, czy mięliśmy nadzieję na dobry album Anthraxa, czy na album, który dobrze radzi sobie na tle całej współczesnej sceny metalowej.
Fanów zespołu, którzy oczekiwali nowej porcji solidnych piosenek swoich dawnych idoli "For All Kings" z pewnością usatysfakcjonuje. Niestety nie można polecić go z czystym sumieniem całej reszcie z powodu braku większych innowacji oraz kilku dość istotnych niedoróbek. Pierwsza kwestia raczej nikogo nie dziwi - klasyczne zespoły nieczęsto decydują się mieszać w swojej sprawdzonej formule. W przypadku Anthraxa szczególnie to nie razi, ponieważ w przeciwieństwie do AC/DC, czy Motörheada nigdy nie zasypali nas stertą bliźniaczo podobnych wydań, zatem tym razem można odrobinę przymknąć na to oko. Inną sprawą są pewne uchybienia już przy realizowaniu samej koncepcji.
Przede wszystkim utwory na "For All Kings" nie prezentują jednakowo wysokiego poziomu. Wyraźnie słychać, że w takie piosenki jak otwierające album "You Gotta Believe" czy "Breaking Lightning" włożono wiele pracy i kilka całkiem niezłych pomysłów, to już "Defend Averange" to piosenka jednego motywu. Album cierpi również z powodu wielu zbędnych dłużyzn i nużących zapętleń. O ile sam początek "Blood Eagle Wings", a szczególnie świetny riff w zwrotce, to Anthrax w szczytowej formie, to jednak rozciągnięcie kompozycji do prawie ośmiu minut, a także powtórzenie refrenu zupełnie niedorzeczną ilość razy sprawiło, że ciężko wytrwać do końca. Również wokalom Joey'a Belladonna'y brakuje odrobinę do ideału. Samo ich wykonanie nie stoi oczywiście na poziomie Johna Busha, aczkolwiek nie można w tej kwestii wiele zarzucić. Prawdziwy problem leży w ich dość prostej naturze. Motywom wokalnym zdarza się opierać na kilku dźwiękach, lub wręcz melorecytacji, przez co nie dają zbytniego pola do popisu, co naprawiać potem musi gitara prowadząca. Poza tym jednak, kiedy panowie faktycznie się postarali, wtedy nie można narzekać. Wiele kompozycji bez problemu wpada w ucho, gitary z reguły nie ograniczają się do prostego akompaniamentu (choć i to się czasem zdarza), od czasu do czasu wkradnie się ciekawa, mniej standardowa zagrywka. Nic szczególnie imponującego, lecz całość działa całkiem przyzwoicie.
Nowy album Anthraxa z pewnością ucieszy fanów, jednak jeśli zespół nigdy szczególnie do was nie przemawiał, to nie upierałbym się, że koniecznie trzeba go przesłuchać. Zdecydowanie znalazłoby się tu miejsce na parę poprawek, ale nawet bez nich można bawić się dobrze przy "For All Kings". Oczywiście o ile nie ma się przesadnie wygórowanych wymagań.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz