David Maxim Micic - Bilo 3.0
Czasami niesamowity talent nadchodzi z miejsca, z którego nikt się go nie spodziewał. Tak właśnie stało się gdy mało znany serbski gitarzysta David Maxim Micic wypuścił trzy epki, które zupełnie zdeklasowały większość albumów progresywno metalowych, jakie dane mi było słyszeć. Niektórzy mogą kojarzyć tego pana z zespołu Destiny Potato, którego debiut był jednym z najlepszych wydań zeszłego roku. Wszystkich, którym podobał się tamten album mogę zapewnić, że solowa twórczość tego muzyka jest tak samo dobra, jeśli nie lepsza.
Mimo pewnych podobieństw "Bilo 3.0" oraz "Lun" podchodzą do konwencji na dwa różne sposoby. Debiut Destiny Potato bardzo silnie bazował na chwytliwych, acz oryginalnych motywach, natomiast tworząc samodzielnie David napisał bardzo złożony materiał progresywny, którego nie powstydziliby się tacy giganci jak Devin Townsend, Dream Theater czy Periphery. Utwory na tej epce to miks wszelkich znanych mi rodzajów progresywy. Micic umiejętnie połączył bardziej tradycyjne fragmenty przywodzące na myśl starą gwardię gatunku jak Yes oraz Pink Floyd z riffami charakterystycznymi dla wcześniej wspomnianych tytanów djentu, a także dorzucił od siebie wiele rzadziej spotykanych elementów. Słysząc spokojne, atmosferyczne partie pianina można odnieść wrażenie, że słucha się jazzu, orkiestra oraz chór nadają całości rozmachu, a żeńskie wokale (zarówno czyste jak i growlowane) wyróżniają jego twórczość na tle reszty sceny progresywnej. Dzięki tak szerokiemu wachlarzowi brzmień, ocierającemu się od czasu do czasu o avant-gardę, "Bilo 3.0" sprawia naprawdę monumentalne wrażenie. Wszyscy muzycy pojawiający się na tym albumie (a gościnnych występów jest tu cała masa) swoimi występami spisują się na medal. Wokaliści oraz wokalistki przewijające się przez płytę fachowo popisują się swoimi możliwościami, solówki gościnnych gitarzystów świetnie współgrają z całością kompozycji, występ skrzypaczki dodaje oryginalności, a sam Davin Maxim Micic jest po prostu bezbłędny.
Jestem pewien, że za kilka lat imię tego muzyka będzie wspominane obok takich sław jak Townsend czy Petrucci. W nadchodzących latach należy bacznie obserwować wszelkie poczynania tego pana, ponieważ może nam dostarczyć jeszcze wielu wspaniałych płyt. Na horyzoncie pojawiła się nowa gwiazda progresywy i jeśli nie zyska sławy na jaką niewątpliwie zasługuje, to będzie to ostateczny dowód, że z tym światem jest coś bardzo nie tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz