Drewsif Stalin's Musical Endeavors - ...Comes To An End
Drewsif Stalin, muzyk najbardziej znany ze swoich wyśmienitych, djentowych wersji popowych piosenek, po raz kolejny udowadnia, że nie jest tylko śmiesznym panem z YouTube'a, a wyjątkowo utalentowanym, poważnym muzykiem. Jego najnowsze dzieło nie grzeszy może oryginalnością, lecz nosi wszelkie znamiona świetnego djentu i z pewnością zainteresuje fanów gatunku.
Chociaż na "...Comes To An End" nie znajdziemy właściwie niczego, czego nie usłyszeliśmy już wcześniej w muzyce Intervals, Tesseract czy Periphery, to wszystkie elementy zostały wykonane niezwykle solidnie. Kompozycje na tej płycie to podręcznikowy przykład jak należy pisać porządne piosenki w tej konwencji. Kawałki często zmieniając nastrój stale walczą o uwagę słuchaczy. Znajdziemy tu sztandarowe, niebywale ciężkie riffy, które płynnie przechodzą w chwytliwe refreny, popisy techniczne, a także ambientowo-atmosferyczne przerywniki. Co więcej, wszystkie te elementy zostały wykonane bardzo solidnie.
W przeciwieństwie do innych zespołów na tej scenie, Drewsif układając charakterystycznie, synkopowane, djentowe riffy postarał się by akcenty faktycznie padały w nieoczekiwanych miejscach. Każda kompozycja usiana jest popisami gitarowymi, lecz nie tylko na tym instrumencie kończą się umiejętności muzyka. Okazuje się, iż jest on również świetnym wokalistą. Może jego melodie wokalne nie wbijają się w pamięć niczym popisy Mike'a Semesky'ego na ostatnim albumie Intervals, lecz widać, że ma całkiem niezłe wyczucie harmonii, potężny głos oraz doskonale wie jak go użyć. Riffy zostały napisane z pomysłem i nawet jeśli od czasu do czasu można odnieść wrażenie, że pewne patenty już gdzieś słyszeliśmy, to zdarza się to na tyle rzadko, a nowe zagrywki pojawiają się na tyle gęsto, by nie psuło to przyjemności ze słuchania albumu.
Również produkcja zasługuje na kilka słów pochwały. Pomimo, że płyta powstawała w domowym studiu, składana w całość przez samego kompozytora, praktycznie nie da się tego odczuć. W prawdzie bas ginie odrobinę pod ośmiostrunowymi gitarami, lecz tego ciężko uniknąć nawet w najbardziej profesjonalnych warunkach. Wszelkie przeszkadzajki oraz efekty są na swoim miejscu, zgrabnie wzbogacając brzmienie, a programowana perkusja, choć oczywiście nie zastąpi zdolnego perkusisty, wcale nie przeszkadza.
"...Comes To An End" to świetny przykład bardzo solidnego djentu i nawet pomimo braku większych innowacji jestem w stanie polecić go z czystym sumieniem. Nie porwał mnie może tak jak niektórzy giganci tej sceny, lecz bawiłem się przy nim nieźle i wydaje mi się, że będę do tego albumu często wracał w przyszłości.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz