środa, 1 lipca 2015

Recenzja - Thy Art Is Murder - Holy War

Thy Art Is Murder - Holy War

Ostatnim razem pisałem o zespole, który z każdą płytą stawał się coraz ciekawszy, czas na jego zupełne przeciwieństwo. Debiut Thy Art Is Murder był prostym, szybkim, technicznym deathcore'm, który wymagał jednak odrobinę zróżnicowania, jego następca starał się odrobinę urozmaicić muzykę grupy poprzez jej stonowanie, lecz w efekcie tylko zbliżył się do zwyczajowych porażek tego gatunku. Tym razem muzycy ponieśli zupełną porażkę staczając się w otchłań przeciętności oraz monotonii.
"Holy War" to bardzo przeciętny deathcore, który nie oferuje słuchaczowi praktycznie nic ciekawego. Nie jest to może zupełnie najniższa półka gatunku, na której znaleźlibyśmy Emmure i Oceano, lecz wiele nie brakuje. Po chwili od włączenia płyty piosenki zaczynają się ze sobą zlewać, ponieważ kompozycjom zdecydowanie brakuje pomysłów, a także solidnych, zapadających w pamięć partii instrumentalnych. Piosenki stają się ciągłym pasmem do bólu standardowych breakdown'ów przerywanych szybkimi blastami, połączonymi z nieciekawymi zagrywkami, które sprawiają wrażenie, że słyszałem je już tysiące razy gdzie indziej. W kilku miejscach natkniemy się na całkiem przyzwoite solówki, które, choć całkiem solidne, nie są w stanie zrekompensować zauważalnego braku gitary prowadzącej. Album ponosi sromotną klęskę w walce o uwagę słuchaczy czasem przegrywając nawet z niesamowicie fascynującą fakturą okolicznych ścian.
Chociaż instrumentaliści od czasu do czasu dają znaki, że nie są wcale tacy źli, to niestety nie potrafią należycie użyć swoich umiejętności w kompozycjach. Nic nam po tym, że gitarzysta potrafi rzucić całkiem solidną solówką, jeśli dziewięćdziesiąt procent tego co słyszymy, to sztampowy deathcore. Bardzo wyraźnie widać tu o ile ważniejsze są solidne kompozycje od technicznych możliwości wykonawców.Perkusista natomiast przełącza się co chwila między trybem karabinu maszynowego oraz niezwykle powolnymi nabiciami pod breakdowny. Cała reszta jest tak standardowa, że opisywanie jej byłoby wyłącznie stratą czasu, ponieważ jeśli słyszeliście kiedykolwiek ten gatunek, jesteście w stanie wyobrazić sobie jak brzmi najnowsze wydanie Thy Art Is Murder.
Od tego albumu polecam trzymać się jak najdalej, zwłaszcza że August Burns Red wypuścił właśnie o niebo lepszy "Found In Far Away Places", który również powinien trafić do fanów gatunku. Na "Holy War" znajdziemy jedynie sztampę oraz monotonię. 

4/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz