wtorek, 7 lipca 2015

Recenzja - Between The Buried And Me - Coma Ecliptic

Between The Buried And Me - Coma Ecliptic

Wiele zespołów porzuciło metalcore by, z różnym skutkiem, spróbować swoich sił jako następcy Guns N' Roses czy zwyczajnie dostać się do mainstream'owych rozgłośni radiowych. Between The Buried And Me miało inną koncepcję. Oni stali się jednym z najważniejszych zespołów progresywnych dzisiejszych czasów. Swoim najnowszym wydaniem ugruntowują swoją pozycję na scenie i przebijają wszystkie swoje dotychczasowe dzieła.
"Coma Ecliptic" to zdecydowanie najłagodniejszy album zespołu, lecz nie wydaje mi się, żeby fanom specjalnie przeszkadzała ta zmiana. Tym razem to czysty śpiew dominuje, a klawisze bardzo często wysuwają się na pierwszy plan. Jest to także wydanie silnie progresywne, ale tym akurat chyba nikogo nie zaskoczyłem. Chociaż nie ma tu ponad dziesięciominutowych kolosów, do których grupa zdążyła nas przyzwyczaić, to piosenki wcale nie są krótkie (ich średnia długość to ciągle ponad sześć minut). Moim zdaniem lekkie ściśnięcie kompozycji wyszło im jedynie na dobre, ponieważ zbędne dłużyzny praktycznie tu nie występują, a produkt końcowy sprawia wrażenie niesamowicie dopracowanego oraz przemyślanego. Piosenki praktycznie ciągle dają nam po kilka różnych, równolegle rozwijających się linii melodycznych do śledzenia, przez co absolutnie niemożliwym jest wyłapanie wszystkich interesujących motywów już przy pierwszym przesłuchaniu. Również nie kręcą się one w kółko, powtarzając fragmenty, które już wcześniej słyszeliśmy, lecz przechodzą płynnie między kolejnymi częściami kompozycji, nierzadko przybierając zupełnie nieoczekiwany obrót, zupełnie zaskakując słuchaczy. Wszystko to sprawia, że tej płyty należy posłuchać wiele razy, by docenić ją w pełni. Jestem pewien, iż ja sam nie zdołałem wychwycić jeszcze wielu szczegółów i z każdym następnym odtworzeniem będę znajdował na niej coś nowego.
Muzycy oczywiście spisali się znakomicie. Jak zwykle partie gitarzystów zostały wyśmienicie napisane, ukazując umiejętności wykonawców bez uciekania się do zbędnych, nieciekawych popisówek. Są one zarówno chwytliwe jak i złożone. Gitary często prowadzą oddzielne linie melodyczne i bardzo rzadko któraś z nich zostaje zdegradowana do roli prostego akompaniamentu. Basista również świeci przy każdej możliwej okazji, spełniając równie ważną funkcję co gitarzyści. Nieraz zdarzyło mi się skupić wyłącznie na jego melodii, zupełnie zapominając o pozostałych instrumentach. Perkusja również nie odstaje od reszty. Nabicia są niezwykle interesujące i nigdy nie przechodzą w monotonię. Partii perkusyjnych słucha się tu z takim samym zaciekawieniem, jak instrumentów melodycznych. Jednak tym, co najbardziej wyróżnia album na tle dyskografii zespołu są klawisze. Na "Coma Ecliptic" Tommy Rogers dostał największe jak do tej pory pole do popisu. Nagłe pojawienie się organów Hammonda, elektronicznych wstawek, bądź pianina wspaniale urozmaica brzmienie piosenek i zdarza się znacznie częściej, niż moglibyśmy się spodziewać. Również nowe proporcje czystych wolaki oraz growli sprawdziły się całkiem nieźle. Chociaż melodyjny śpiew lepiej pasuje do bardziej progresywnej stylistyki płyty, to zupełne zrezygnowanie z krzyków odebrałoby twórcom całkiem niezłe narzędzie do nagłego zmieniania nastroju piosenek, z którego, jak już wielokrotnie udowodnili, potrafią korzystać.
Może najwięksi fani "Colors" nie zgodzą się z moją opinią, lecz uważam, że "Coma Ecliptic" to najlepszy album, jaki Between the Buried And Me dotychczas wydało. Mam jednak stuprocentową pewność, iż jest to absolutnie obowiązkowa płyta dla każdego fana progresywy, zarówno cięższej, jak i lżejszej. Nie zdziwię się, jeśli za kilka lat ci panowie będą wymieniani jako jedni z największych klasyków gatunku obok Dream Theater, Yes oraz Rush.

9,5/10


P.S. Ponieważ Lipiec nie zapowiada się na najbardziej zapchany głośnymi premierami okres w tym roku, a ja również mam ochotę odrobinę wypocząć, posty w tym miesiącu mogą pojawiać się odrobinę nieregularnie. Oczywiście postaram się być na bieżąco ze wszystkimi ważniejszymi wydaniami i jeśli tylko znajdę coś mniej znanego, lecz wyjątkowo interesującego z pewnością o tym napiszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz