Kilka lat temu świat komputerowej rozrywki został podbity przez gry muzyczne, wymagające dość głupio wyglądających kontrolerów, odrobiny słuchu muzycznego oraz w miarę możliwości trójki przyjaciół gotowych wyć wniebogłosy starając się jak najlepiej odtworzyć wasze ulubione piosenki. Gry te spotkały się zarówno z sukcesem komercyjnym jak i falą szyderstw ze strony internetowych prześmiewców nabijających się z graczy poświęcających się, jakby na to nie patrzeć, symulatorowi jednostrunowej, pięcioprogowej gitary zamiast wziąć do ręki prawdziwy instrument. Mowa tu oczywiście o seriach Guitar Hero oraz Rock Band, które całkiem niedawno, po kilku latach przerwy zostały wskrzeszone przez swoich twórców.
Moim zdaniem krytyka serii, łagodnie mówiąc, jest lekko nietrafiona. Z jednej strony ciężko nie zgodzić się z tym, że kontroler z kilkoma kolorowymi przyciskami nie przypomina specjalnie prawdziwej gitary, z drugiej, w gry komputerowe nie gra się by nabyć pożyteczne umiejętności, lecz spędzić przyjemnie czas. Argumentem często używanym przez przeciwników serii jest stwierdzenie, iż gdyby gracze włożyli tyle samo zaangażowania w naukę gry na instrumencie, co w swoje śmieszne, plastikowe gitary, staliby się faktycznie nieźli w czymś "prawdziwym" lub "pożytecznym". Jak większość tytułów w które dane mi było grać w życiu (a trochę ich było) Guitar Hero rzeczywiście wymagało dużego nakładu pracy by zacząć osiągać imponujące wyniki. Nie jest to jednak nic niespotykanego. Takie rozumowanie można rozciągnąć na wszystkie formy komputerowej rozrywki i nie tylko na nie. Niektórzy zapominają, że plastikowy kontroler nigdy nie miał być konkurencją dla prawdziwej gitary, lecz prędzej dla krzyżówek, sudoku oraz Counter Strike'a. Gry komputerowe służą jako rozrywka, a w tym zakresie produkt ten sprawdzał się wręcz znakomicie.
Wirtualni antyterroryści wcale nie tracą czasu w lepszy sposób niż ten człowiek.
W dzisiejszym świecie ludzie doskonalą swoje umiejętności w wielu, czasem zupełnie niedorzecznych dziedzinach, które, jeśli pomyśleć nad tym dłużej, również nie przydałyby się szczególnie w prawdziwym życiu. Mamy mistrzów origami, jojo oraz żonglerów których popisy służą jedynie rozrywce a imponują tylko z powodu czasu i pracy włożonych przez nich w samodoskonalenie. Nikt nie potrzebuje specjalnie kartek w kształcie łabędzia, ani przerzucania nad sobą jednocześnie dziewięciu piłek. Powiem więcej, nikomu specjalnie nie przydają się umiejętności kulomiota, skoczka wzwyż, a nawet piłkarza, jednak podziwiamy wszystkich tych ludzi ze względu na ich pasje i samozaparcie. Przydatność ich zdolności w życiu schodzi na dalszy plan. Nie rozumiem zatem w jaki sposób człowiek, który spędził setki godzin wciskając klawisze na kontrolerze jest gorszy od tego, który w tym czasie uczył się trików ze swoim jojo.
Osobiście uwielbiam oglądać curling - jeden z najbardziej oderwanych od rzeczywistości sportów świata. Fakt, że można znaleźć bardziej pożyteczne zajęcia niż celowanie kamieniami do kręgu na lodzie zupełnie mi nie przeszkadza.
Plastikowe gitary mają także kilka całkiem sporych plusów. Osobiście znam kilku całkiem niezłych muzyków, którzy sięgnęli po instrumenty właśnie dzięki tej grze. Wielu młodych fanów rocka zaczęło swoją przygodę właśnie trzymając w ręce kawałek plastiku w kształcie gitary. Jednak ponad wszystko, największą zaletą serii była możliwość zabawy z przyjaciółmi. Zarówno siedzenie w kółku przekazując sobie "gitarę" co piosenkę, jak i późniejsze wspólne znęcanie się nad wokalami w "Bohemian Rhapsody" dostarczyły mi więcej zabawy niż niejeden inny, bardziej poważny tytuł. Następnym razem, kiedy będziecie chcieli oskarżyć kogoś o "brak życia" ponieważ doskonali się w tak mało przydatnej rzeczy, przypomnijcie sobie kiedy ostatnio sięgnęliście po podręcznik z fizyki czy biologii, albo policzcie ile czasu spędzacie dziennie przeglądając śmieszne obrazki w internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz