Kiske/Somerville - City Of Heroes
Według wszelkich praw logiki power metal powinien już dawno zacząć działać mi na nerwy. Od dwudziestu lat z hakiem gatunek ten serwuje nam mniej-więcej to samo, rewolucji tutaj ze świecą szukać. Jest jednak coś w chwytliwych refrenach, naiwnych tekstach, keyboardowych solówkach czy czystych, wysokich wokalach, co nie pozwala mi znaleźć w moim sercu nienawiści do tej konwencji. Nazwijcie mnie hipokrytą, ale choć nie jestem w stanie znaleźć na nowym albumie duetu Michaela Kiske oraz Amandy Somerville nic oryginalnego, to absolutnie go uwielbiam.
Jak można domyślić się, biorąc pod uwagę, że projekt ten wziął swoją nazwę od nazwisk dwójki jego wokalistów, kompozycje skupiają się w głównej mierze na śpiewie. O ile zazwyczaj jest to dla mnie znacząca wada, to tym razem decyzja ta została całkiem dobrze przemyślana i zrealizowana, a wokale są na tyle ciekawe by powierzyć im brzemię walki o uwagę słuchaczy. W dziesięciu przypadkach na dziesięć odsunięcie instrumentów na dalszy plan skutkuje zbiorem mało ciekawych power ballad ukrywających się pod maską czegoś bardziej interesującego, "City Of Heroes" jest tym dziesiątym przypadkiem. Zarówno Michael Kiske, jak i Amanda Somerville prezentują najwyższe umiejętności wokalne. Świetnie ułożone linie melodyczne ukazują ich głosy z wielu różnych stron. Obydwoje genialnie spisują się na szybszych, bardziej energicznych kompozycjach, jak również na spokojnych, delikatniejszych balladach. Oczywiście obowiązkowo każdy kawałek zawiera niebywale zapadającym w pamięć refren, w żadnym wypadku nie monotonnym podkład klawiszowy, solidne power metalowe riffy oraz drobne efekty bądź elektronikę, dzięki którym nie ma mowy o nudzie. Gwarantuję, że już po pierwszym przesłuchaniu zaczniecie bezwiednie nucić pod nosem co bardziej chwytliwe motywy, a po kilku piosenki te staną się obowiązkową pozycją w repertuarze wszystkich prysznicowych śpiewaków. Ci muzycy doskonale wiedzą jak należy robić melodyjny metal.
Power metal na tak wysokim poziomie na zdarza się często. W zasadzie zespół Kiske/Somerville jest tak dobry, że nawet najwięksi przeciwnicy gatunku próbują na siłę sklasyfikować ich jako adult oriented rock (sic!), co oczywiście mija się z prawdą niczym propaganda Korei Północnej. Jednakże jeśli to drobne kłamstwo pozwoli wam czerpać przyjemność ze słuchania ich twórczości, to droga wolna. Nie ma lepszego miejsca by znów spróbować przekonać się do power metalu. By nie dać się porwać tej płycie trzeba mieć ostrą alergię na wszelkie użycie melodii w muzyce.
"City Of Heroes" to niesamowicie porządny album, jednak nie bez wad. Dla fanów power metalu będzie to płyta roku, a dla pozostałych po prostu całkiem przyjemnie wydanie. Chociaż niektórych może odstraszyć samo założenie stylistyczne to doradzałbym przełamać się i dać im szansę, ponieważ zdecydowanie na nią zasłużyli. Osobiście nie umiem oprzeć się urokowi tego albumu i niewątpliwie w tym roku spędzę z nim jeszcze całkiem sporo czasu.
9/10
Uwielbiam Kiske, Place Vendome, Helloween z Kiske, Unisonic, lubię pierwszą płytę z Amandą ale chyba muszę posłuchać jeszcze raz Heroes bo po pierwszym przesłuchaniu płyta trafiła na półkę na zawsze. Przynajmniej po pierwszym przesłuchaniu płyta jest dla mnie nudna, nie znalazłem tam ani jednego utworu ani motywu który by przykół moją uwagę. Pierwsza płyta z Somerville była na jedno kopyto ale każdy utwór miał cos w obie. Tu nie słyszę nic. Pitu pitu. Ale może musze posłuchać jeszcze kilka razy, chociaż to nie jazz żeby załapać za 40 tym razem. Choć nowy Unisonic tez mi nie wszedł na 1 ym razem (nie tak jak to co prawda) a potem jbyło ok.
OdpowiedzUsuńUwielbiam głos Kiskego od Keeperów jak jeszcze w podstawówce byłem. Za pierwszym razem płyta rzeczywiście nie do końca wpada w ucho ... ale za każdym razem jest lepiej. Wczoraj w podróży służbowej wałkowałem ją 4 godziny, choć na mp3 miałem Testament, Gammaray, Exodus czy nowy Nightwish. Polecam!!!
OdpowiedzUsuń