iwrestledabearonce - Hail Mary
Wcześniejsze wydania tego zespołu nawet pomimo swojej eksperymentalnej natury jakoś nie podbiły mojego serca. Bez zbędnego owijania w bawełnę należy powiedzieć, że ci muzycy nie potrafią pisać porządnych, melodyjnych piosenek. Tym natomiast, co faktycznie odpowiadało mi w ich twórczości były przebłyski mathcore'owego chaosu oraz grindcore'owej agresji. Ku mojej uciesze, tym razem iwrestledabearonce bardzo mocno postawiło na ciężar. W tej sytuacji nawet ci, których poprzednie wydania zespołu odrzucały, powinni dać im kolejną szansę.
"Hail Mary" zdecydowanie nie jest albumem dla wielbicieli muzyki łatwej w odbiorze. Królują tu growle, dysonanse, dynamiczne pasaże oraz chaotyczne kompozycje. Przez większość czasu płyta przypomina najbardziej szalone dokonania takich grup jak The Dillinger Escape Plan, Psyopus, czasem nawet Pig Destroyer, a znane z wcześniejszych wydań elementy post-hardcore'owe zostały ograniczone do absolutnego minimum. Z jednej strony bardzo dobrze, że muzycy skupili się na tym, co wychodzi im najlepiej, lecz z drugiej odrobinę brakuje tu urozmaiceń, przez co po pewnym czasie "Hail Mery" zaczyna odrobinę męczyć. Nieustanna żonglerka math-, grind- oraz deathcore'm mogłaby zostać od czasu do czasu przerwana czymś bardziej nastrojowym. Pomimo tego, to wydanie z pewnością jest całkiem wyraźnym krokiem naprzód. Gęsto rozsiane zwroty akcji, nieprzewidywalne akcenty, niesamowicie szybkie pasaże oraz techniczne riffy rzucają nas w samo serce metalowej burzy, którą zachwyceni będą wszyscy fani ostrego, eksperymentalnego -core'u.
Gitarzyści spisują się tu naprawdę nieźle i chociaż nie serwują nam niczego specjalnie nowego, to ich popisy nadal imponują. Jedyną rzeczą, do której miałbym zastrzeżenia jest odrobinę zbyt częste użycie breakdown'ów. Nie powiedziałbym, że ich zagęszczenie wyjątkowo przeszkadza, ponieważ nie jest ich aż tak wiele, jednak bez niektórych mógłbym się obejść. Odnoszę wrażenie, że perkusista nie do końca był w stanie uwolnić pełny potencjał sekcji rytmicznej. W tym gatunku bębny są w stanie rozwinąć skrzydła jak nigdzie indziej i choć wcale nie jest tu z nimi najgorzej, a czasem nawet bardzo dobrze, to następnym razem życzyłbym sobie odrobinę więcej kreatywności. Natomiast wokale Courtney LaPlante pasują tu idealnie. Imponujący jest zwłaszcza wachlarz rodzajów growli, którymi potrafi się ona posługiwać oraz łatwość z jaką łatwością przechodzi między nimi. Jej czyste wokale są natomiast całkiem poprawne, lecz nie ma w nich nic specjalnego.
"Hail Mary" to z pewnością najlepsze wydanie w dorobku grupy, które pomimo pewnych niedociągnięć zasługuje na przesłuchanie nawet, jeśli ich dotychczasowa twórczość niezbyt wam odpowiadała. Ta płyta otwiera nowy rozdział w historii grupy, zostawiając za sobą dni eksperymentalnego post-hardcore'u i wchodząc w szeregi armii mathcore'u.
8/10
P.S. Ponieważ jutro czeka mnie dość dużo pracy posta nie będzie, wracam w czwartek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz