poniedziałek, 8 czerwca 2015

Brutalne urazy, brutalna muzyka

Stali czytelnicy mojego bloga mogli być zaniepokojeni moją zeszłotygodniową nieobecnością. Chociaż faktycznie planowałem dzień, lub dwa przerwy z uwagi na ślub w rodzinie, to niestety, gdy okazało się, że zabawy weselne potrafią być bardziej niebezpieczne, niż najbardziej szalony moshpit, zostałem zmuszony, by odrobinkę przedłużyć swój urlop. Uznałem, że leżenie w łóżku z książką oraz słuchanie wyjątkowo brutalnej muzyki to całkiem rozsądna strategia leczenia skręconego kolana. Jak na razie nie mogę narzekać na efekty tej kuracji, więc dziś chciałem polecić wam kilka albumów wystarczająco ciężkich, by ból uszu waszych sąsiadów był w stanie przyćmić ten, który sami odczuwacie.

Anaal Nathrakh - In The Constellation Of The Black Widow

Może nie odkryłem właśnie najbardziej undergroundowego wydania w historii, lecz poruszając temat brutalnej muzyki nazwa Anaal Anthrakh po prostu nie może się nie pojawić. Mieszanka industrialu, grindcore'u oraz black metalu prezentowana przez ten brytyjski duet to wciąż jedna z najcięższych rzeczy, jakie kiedykolwiek przytrafiły się muzyce. Co ważniejsze muzycy nie poszli na łatwiznę i zrobili wszystko, by nie przekształcić swoich piosenek w bezładne zlepki krzyków, dysonansów, breakdown'ów oraz blast beat'ów. Poszczególne elementy zostały złożone z sensem, co nie przeszkodziło albumowi w osiągnięciu niesamowicie miażdżącego brzmienia, spod którego czasem wystają nawet czyste wokale oraz melodie. Co zaskakujące zupełnie nie zmiękcza to kompozycji, lecz sprawia, że tej płyty ma się ochotę słuchać po kilka razy z rzędu.


Infant Annihilator - The Palpable Leprosy Of Pollution

Przed wami album tak przerysowany, że nie wiadomo do końca, czy należy słuchać go jako parodii, czy może jednak na serio. Obojętnie jednak na które podejście się zdecydujecie, Infant Annihilator dostarczy wam ponad pięćdziesięciu minut przedniej zabawy. By wyobrazić sobie jak brutalny jest ten album wystarczy przeczytać tytuły kilku piosenek: "Devotion Of The Child Rape Syndicate", "Cuntcrusher" czy "Decapitation Fornication" zawsze sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech, lecz prawdopodobnie powinienem skonsultować to z psychiatrą. Zespół stylistycznie balansuje pomiędzy brutalnym death metalem a deathcore'm i mimo, że ten drugi gatunek może zniechęcić wielu, to zapewniam, że zaczerpnięto z niego jedynie dobre części, jak pig squeal'e oraz breakdown'y, natomiast nudne riffy na jednym dźwięku zostały zastąpione, niejednokrotnie niebywale imponującymi, technicznymi zagrywkami. Nieludzko szybka gra perkusji to ostatnia wisienka na torcie, która sprawia, iż bardziej brutalnego albumu deathcore'owego ze świecą szukać.


Wormed - Exodromos

Brutalny death metal wręcz pęka w szwach od kolejnych zespołów, które rywalizują ze sobą o miano najcięższego. Dość trudno zatem wybrać ten jeden, który sąsiadów zaboli najmocniej, gdy cała scena zajmuje się wyścigiem zbrojeń. Wormed jednak wybija się z tłumu dzięki zupełnie chorym pig squeal'om, które stanowią praktycznie sto procent wokali, które usłyszymy na albumie. Oczywiście w warstwie instrumentalnej również znajdziemy całkiem miażdżący ciężar, nawet z wyraźną nutą technicznego grania. Prawdopodobnie można wygrzebać jeszcze brutalniejsze zespoły, ale Wormed z pewnością znajduje się w czołówce.


Katalepsy - Autopsychosis

Russian slamming guttural brutal death metal to prawdopodobnie najdłuższa nazwa gatunku z jaką się spotkałem i wychodzi na to, że ilość znaków, których potrzebuję użyć, by określić typ muzyki jest wprost proporcjonalna do jej brutalności. Slamm'owcy (zwłaszcza ci rosyjscy) wiedzą jak wgnieść słuchacza w podłogę, a zdecydowanie najciekawszym zespołem w tej kategorii jest Katalepsy. Ci panowie potrafią zainteresować publiczność nawet bez sięgania po wpływy innych gatunków, czy specjalnie techniczne zagrywki. Jeśli macie ochotę na porcję czystego death metalu w wyjątkowo brutalnym wydaniu, który nie uśpi was swoją monotonią, to powinniście sięgnąć po "Autopsychosis" bez chwili namysłu.


Vildhjarta - Måsstaden

Można nie przepadać za djentem, rozumiem to, lecz nie da się zaprzeczyć, iż Vildhjarta jest obecnie jednym z najcięższych zespołów, które znalazły się ostatnio na celowniku większej ilości fanów ciężkiego grania. Debiut tej grupy udowodnił, że Meshuggah wcale nie musi być najbrutalniejszym przedstawicielem tego gatunku. Choć dwaj wokaliści oraz niebywale nisko strojone gitary ośmiostrunowe z pewnością nie przeszkadzają w budowaniu ciężaru, to jego głównym źródłem są tutaj momenty nastrojowe, a także gryzące w uszy, dysonujące riffy. "Måsstaden" udowadnia, że djent może być równie, jeśli nie bardziej brutalny, niż niejeden album death metalowy.


The Dillinger Escape Plan - Calculating Infinity

Muzyka potrafi być brutalna na wiele różnych sposobów. Co inni osiągają niskimi strojeniami oraz growlem, The Dillinger Escape Plan załatwia kontrolowanym chaosem, niemożliwymi do śledzenia zmianami metrum, dysonansami, a także krzykiem. Co prawda na kolejnych albumach zespół dołożył kilka bardziej przyjaznych uchu kompozycji, jednak ich debiut to szalona jazda bez trzymanki, od której mniej wprawionych słuchaczy mogą krwawić uszy. Chociaż "Calculating Infinity" jest ciężki w inny sposób, niż reszta płyt, o których wspomniałem, to ciągle działa jak solidny kopniak w twarz.


Oczywiście zdaję sobie sprawę, że bardzo łatwo znaleźć jeszcze cięższe albumy i oddany fan ekstremalnego doom metalu, lub blackened sludge'u byłby w stanie wyciągnąć ze swojej biblioteki muzycznej dwadzieścia wydań, które absolutnie zgniotłyby wszystko, co właśnie poleciłem. Konkurs brutalności trwa, a zespoły prześcigające się na tym polu raczej nie zamierzają składać broni. Jeśli ktoś z was zna jakiś zespół, który absolutnie deklasuje resztę stawki, to chętnie go posłucham... byle nie był nagrywany na dyktafonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz