poniedziałek, 4 stycznia 2016

Top 2015 - miejsca 10-6

Miejsca 15-11

10. Amorphis - Under The Red Cloud

Amorphis jak zwykle stanął na wysokości zadania, a fakt, że wspięli się "dopiero" na dziesiąte miejsce ukazuje jedynie jak wysoko stała w tym roku poprzeczka. Chociaż zespół nie zdecydował się na kompletną zmianę stylu, to "Under The Red Cloud" w stosunku do kilku poprzednich wydań grupy jest zauważalnie ostrzejsze. Co ciekawe zmiana ta ani odrobinę nie odebrała kompozycjom melodyjności i fani mogą oczekiwać kolejnej porcji wspaniałych, oryginalnych, inspirowanych folkiem motywów, które bez trudu zapadają w pamięć. 



9. Cattle Decapitation - The Anthropocene Extinction

W kwestii nieskrępowanej agresji i brutalności mało kto był w stanie w tym roku mierzyć się z Cattle Decapitation. "The Anthropocene Extinction" nie jest jednak prymitywnym, nieprzemyślanym festiwalem blast beatów, wręcz przeciwnie, wszystko jest tu przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Muzycy wypuszczają swoją furię w zorganizowany sposób, dzięki czemu słuchacze nie mają wrażenia, że kompozycje zmierzają donikąd, a niepokojące, niecodzienne wokale Travisa Ryana nadają całości niepowtarzalnego charakteru. Mimo wszystko jest to wydanie ekstremalne do szpiku kości i za swój główny cel obiera jak najpoważniejsze sponiewieranie odbiorców, co należy mieć na uwadze sięgając po nie.



8. Deafheaven - New Bermuda

Black metal nie był tak interesujący od... w zasadzie od czasów ostatniego albumu Deafheaven. Nie przejmując się zbytnio ramami gatunkowymi i tradycjami ci panowie stworzyli coś zupełnie niepowtarzalnego. Kompozycje ciągle starają się zaskoczyć odbiorców, dzięki czemu absolutnie nie da się nudzić słuchając najnowszego dzieła Amerykanów. Mieszanka stylów i nastrojów, jakie znajdziemy na "New Bermuda" imponuje i powinna zainteresować nawet tych, którym z tą konwencja nigdy specjalnie nie było po drodze. 



7. Kamelot - Haven

Pod wieloma względami względami jest to dla mnie zespół-zagadka. Power metal jest już z nami całkiem spory kawał czasu i powoli zaczyna pachnieć zgnilizną, a Kamelot nie robi z konwencją nic szczególnie oryginalnego, ponadto ich styl nie zmienił się specjalnie przez ostatnie kilkanaście lat, zatem wszystko wskazywałoby na to, że powinni już dawno się wypalić. Jednak w jakiś sposób grupa ciągle daje radę wycisnąć z konwencji wszystko co najlepsze. "Haven" został zrobiony świetnie pod każdym względem. Wokale, partie instrumentalne, kompozycje, wszystkie te elementy stoją najwyższym poziomie sprawiając, że płyta przyciąga niczym najtwardsze narkotyki.



6. The Dear Hunter - Act IV: Rebirth In Reprise

Kreatywność i rozmach to dwie rzeczy, których nie powinno zabraknąć na żadnej progresywnej płycie, a tutaj znajdziemy ich cały ocean. Zarówno bogactwo brzmienia, jak i niecodzienne pomysły twórców wręcz przytłaczają. "Act IV: Rebirth In Reprise" jest po brzegi wypchany wspaniałą treścią do tego stopnia, że wychwycenie wszystkiego staje się możliwe dopiero po wielokrotnym przesłuchaniu. Twórcy sięgają po wszelkie możliwe środki i inspiracje by zachwycić słuchacza, co w efekcie wychodzi im bez najmniejszego pudła. Niezwykle ciężko znaleźć album, który byłby w stanie konkurować pod względem rozmachu z najnowszym dziełem The Dear Hunter.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz