Deftones - Gore
Kariera Deftones to jedna z niewielu dobrych rzeczy, jakie zostawił nam nu-metal. Oczywiście gdyby panowie poszli dalej w stronę luźnych dresów oraz współpracy z Lil Waynem historia potoczyłaby się inaczej, lecz na nasze szczęście muzycy wyrobili swój własny, niepowtarzalny styl, którym możemy cieszyć się po dziś dzień. O ile samego charakteru tu nie brakuje, to niestety twórcy nie mieli zbyt wielu pomysłów jak go ograć.
Singlowe numery nigdy nie były szczególnie mocną stroną Deftones. Choć zawsze zdarzały się utwory, które wybijały się przed stawkę, to z reguły trzeba było nastawić się na wczuwanie się w atmosferę płyty i połknięcie jej w całości. "Gore" idzie jednak w tym kierunku odrobinę zbyt daleko. Zdecydowanie brakuje tu wyróżniających się fragmentów, które momentalnie zapadają w pamięć, czy kompozycji do których ciągle chce się wracać. Utwory zlewają się ze sobą tworząc całkiem przyjemny kolaż brzmień i nastrojów, na którym brakuje jednak punktów charakterystycznych, przez co szybko wylatuje z głowy.
Trzeba jednak przyznać, że to na czym album się skupia udało się całkiem nieźle. Muzycy fachowo budują nastrój za pomocą bogatej palety brzmień, które łączą na swój osobliwy sposób. Nie ma tu leniwych chwytów jak usuwanie instrumentów w cień na rzecz wokali, zdarza się natomiast nadmierne zapętlanie motywów. Próbując wciągnąć słuchaczy w swoją muzyczną wizję twórcy miejscami zatrzymują się nad pewnymi fragmentami odrobinę zbyt długo. Skutecznie z transu wyrywają nas jednak interesujące sample oraz niestandardowe dźwięki, jakie muzycy wydobywają ze swoich instrumentów. By odbiorcy nie zasnęli dba także Chino Moreno, którego linie wokalne nie są może wybitnie złożone, lecz popisuje się szerokimi możliwościami wokalnymi w zakresie operowania barwą głosu. Jego spokojny, melodyjny śpiew świetnie pasuje do nastrojowego charakteru "Gore", a jednocześnie jego oryginalnie brzmiące krzyki potrafią zaskoczyć.
W stronę nagrania należy skierować jedno, poważne zastrzeżenie - ubogą dynamikę. Jednym z powodów, przez które album zlewa się w jedno są małe różnice w głośności między skromniejszymi, atmosferycznymi kompozycjami, a uderzeniami nisko strojonych gitar. Również niezbyt zrozumiała jest dla mnie różnica jakościowa między wokalami, a resztą nagrania. O ile warstwa instrumentalna brzmi wystarczająco przestrzennie i słucha się jej z przyjemnością, to wokalista sprawia wrażenie mocno spłaszczonego w miksie. Możliwe, że takie właśnie było założenie, lecz pozwolę sobie uznać je za niezbyt rozsądne.
"Gore" ma całkiem sporo problemów i czuć, że płyta ta nie powstała pod wpływem wielkiej weny twórczej, lecz nie przynosi hańby zespołowi. Trudno ukryć - po następcy niezwykle solidnego "Koi No Yokan" można było spodziewać się więcej. Z jednej strony Deftones dali nam całkiem przyjemny kawałek nastrojowego metalu, a z drugiej nie wydaje mi się, żeby zapisał się złotymi literami na kartach historii muzyki.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz