Haken - Restoration
Do starych piosenek można wracać na dwa sposoby:
- Wyciągając kasę od fanów, bez dodawania jakiejkolwiek wartości, ocierając się o linię najmniejszego oporu.
- Tak jak Haken.
Od razu zaznaczam, że zupełnie nie rozumiem fenomenu surowej produkcji, więc jeśli uważasz, że płyty można produkować zbyt dobrze, to idź dalej nagrywać prace remontowe, swoim zdezelowanym dyktafonem. Oczywiście istnieje szansa, że odniesiesz miażdżący sukces na scenie black metalowej, lub drone/noise, ale nie przenoś swojego rozumowania na scenę progresywną, tutaj przejrzyściej znaczy lepiej. Natomiast każdemu, kto jeszcze nie zdaje sobie sprawy z roli, jaką odgrywa jakość nagrania polecam przesłuchać obydwie wersje piosenki "Kingdom" Devina Townsenda, oryginalnej, z wydanego w roku 2000 "Physicist", i poprawionej z "Epicloud" z 2012 roku.
Sam Townsend przyznał w wywiadach, że ta płyta nie należy do jego najlepszych.
Jak później się okazało, wina wcale nie leżała w kompozycjach.
Przykładów oczywiście jest więcej, a ostatnio nową partię dostarczyła nam wschodząca gwiazda nowoczesnego, progresywnego rocka - Haken. Na "Restoration" usłyszymy nagrane ponownie oraz dokumentnie przebudowane wersje piosenek z pierwszego dema zespołu. Ze zbędnymi dłużyznami i nietrafionymi pomysłami rozprawiono się bez litości. Dawny materiał został potraktowany bardziej jako szkielet kompozycji,bądź garść wskazówek. W efekcie dostajemy skoncentrowaną dawkę tego, za co pokochaliśmy "The Mountain": chwytliwych riffów, interesującego wokalu, złożonych utworów, a także mistrzowskich umiejętności wykonawczych. Melodyjne pasaże idealnie współpracują z ciężką, nisko strojoną sekcją rytmiczną na "Darkest Light" tworząc energiczną piosenkę, która prawdopodobnie stanie się obowiązkowym punktem każdego koncertu grupy. "Earthlings" zaskakuje nagłą zmianą klimatu, na spokojniejszy, jednak nie mniej interesujący. Ostatnią kompozycją jest prawie dwudziestominutowy, progresywny kolos - "Crystallised", na którym muzycy dali popis swojej fantazji. Mimo potężnych rozmiarów utwór nie dłuży się. Na każdym kroku Haken walczy o naszą uwagę, serwując nam ciekawe pomysły w hurtowych ilościach.
To wydanie dowodzi, iż wiele innych płyt mogłoby bardzo skorzystać na wycięciu zbędnych fragmentów. Miejmy nadzieję, że przemysł muzyczny wyciągnie z tego jakąś lekcję i pojawi się więcej ciekawych minialbumów, a mniej wymuszonych, nużących zapychaczy, wypchniętych pod presją wytwórni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz