Shattered Skies - The World We Used to Know
Ci z was, którzy słyszeli "Zion" zespołu Empyrios prawdopodobnie wiedzą, że połączenie djentu i power metalu wcale nie jest tak absurdalne, jak się wydaje. Shattered Skies postanowili popchnąć tę wizję o krok dalej na swoim debiutanckim albumie "The World We Used to Know".
Podstawą są tu synkopowe riffy na nisko strojonych gitarach w połączeniu z melodyjnym śpiewem, przerywane bardziej nastrojowymi fragmentami. Gdzieś to już było? Nie do końca. Partie instrumentalne brzmią jak żywcem wyjęte z piosenek Periphery, lecz wokale Shean'a Myrphy'ego podchodzą pod zupełnie inna kategorię. Jeśli miałbym zaklasyfikować je do jakiegoś konkretnego gatunku, to z pewnością byłby to progressive power metal. Shattered Skies eksplorują niezbadane dotąd terytorium pomiędzy strefą wpływów grup takich jak Monuments, czy Tesseract, a Symphony X i Circus Maximus. Sprawia to, że mimo, iż słyszeliśmy już gdzieś wszystkie elementy ich muzyki, to w tym połączeniu dalej brzmią świeżo.
Jeśli chodzi o same kompozycje to również jest całkiem przyzwoicie. Djentowe, rytmiczne zagrywki świetnie współgrają z prog'owymi solówkami, wokale są chwytliwe w przyjemny power metalowy sposób, a klawisze umiejętnie wzbogacają całość o dodatkowe smaczki. Co istotne, piosenki różnią się od siebie. Kompozycje oparte na szybkich riffach w stylu Meshuggah przeplatają się ze spokojniejszymi balladami, oraz bardziej złożonymi utworami.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to według mnie można było bardziej rozwinąć niektóre elementy. Partie gitar czasem zbytnio przypominają stereotypowe, binarne 010-0-1001, a instrumenty czasem stają się jedynie akompaniamentem dla wokalu. O ile nie przeszkadza to zbytnio w słuchaniu, to prawdopodobnie spowoduje, że nie będę wielokrotnie wracał do "The World We Used to Know", żeby znaleźć wszystkie niuanse ukryte w kompozycjach. Jednak jak wspomniałem, czepiam się. Na debiutach takie niedociągnięcia są zrozumiałe i jestem głęboko przekonany, że w przyszłości Shattered Skies wyeliminuje podobne niedoskonałości.
Nie mogę sobie wybaczyć, że nie śledziłem tego zespołu, od pierwszej wydanej EP'ki, lecz dzięki mojej wcześniejszej niewiedzy ta płyta była dla mnie bardzo przyjemną niespodzianką. Serdecznie polecam wszystkim fanom współczesnej progresywy, którzy nie mają uczulenia na stosunkowo rozrzutne zastosowanie otwartych strun.
Jeśli chodzi o same kompozycje to również jest całkiem przyzwoicie. Djentowe, rytmiczne zagrywki świetnie współgrają z prog'owymi solówkami, wokale są chwytliwe w przyjemny power metalowy sposób, a klawisze umiejętnie wzbogacają całość o dodatkowe smaczki. Co istotne, piosenki różnią się od siebie. Kompozycje oparte na szybkich riffach w stylu Meshuggah przeplatają się ze spokojniejszymi balladami, oraz bardziej złożonymi utworami.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to według mnie można było bardziej rozwinąć niektóre elementy. Partie gitar czasem zbytnio przypominają stereotypowe, binarne 010-0-1001, a instrumenty czasem stają się jedynie akompaniamentem dla wokalu. O ile nie przeszkadza to zbytnio w słuchaniu, to prawdopodobnie spowoduje, że nie będę wielokrotnie wracał do "The World We Used to Know", żeby znaleźć wszystkie niuanse ukryte w kompozycjach. Jednak jak wspomniałem, czepiam się. Na debiutach takie niedociągnięcia są zrozumiałe i jestem głęboko przekonany, że w przyszłości Shattered Skies wyeliminuje podobne niedoskonałości.
Nie mogę sobie wybaczyć, że nie śledziłem tego zespołu, od pierwszej wydanej EP'ki, lecz dzięki mojej wcześniejszej niewiedzy ta płyta była dla mnie bardzo przyjemną niespodzianką. Serdecznie polecam wszystkim fanom współczesnej progresywy, którzy nie mają uczulenia na stosunkowo rozrzutne zastosowanie otwartych strun.
8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz