Týr - Eric The Red
Viking metal to dość śliski termin. Ortodoksyjni fani gatunku twierdzą, że tym mianem można określać jedynie zespoły bezpośrednio kontynuujące black metalową tradycję przełomowego "Blood Fire Death" grupy Bathory. Niestety takie zawężenie ram gatunkowych prowadzi do wielu paradoksów. Chociaż stwierdzenie, że Týr nie gra viking metalu jest jak zaprzeczanie japońskości Babymetal, to według tej definicji nie da się zaliczyć ich do tego nurtu. Ponieważ wolę się kierować logiką, niż niemalże urzędniczo głupimi regulacjami, zaliczę ten zespół z Wysp Owczych, grający tradycyjne piosenki swojego regionu dotyczące historii wikingów, mitów i sag do tej sceny.
Jak już wspomniałem ciężko znaleźć tu choćby najmniejszy ślad black metalu, muzyka Týr'a jest niesamowicie melodyjna i nie ma z tego powodu żadnych kompleksów. Jej przystępność nie ma kiczowatego posmaku power metalu czy "ciężkich" Nickelbacków serwowanych szerszej publiczności przez media. Ponieważ prawie połowa piosenek na "Eric The Red" oparta jest na tradycyjnych melodiach regionalnych nie można odmówić tej płycie osobowości. Aranżacje wyciągają z folkowych motywów to co najlepsze. Spotkanie tradycji z ciężarem metalu wypada tu wspaniale. Drobna, jednakże wyczuwalna nuta progresywy ma w tym oczywiście swoje zasługi. Bez niesamowitych umiejętności technicznych wykonawców oraz ciekawych pomysłów kompozycyjnych Týr byłby jedynie kolejnym przeciętnym zespołem niewyróżniającym się na dość zatłoczonej folk metalowej scenie.
Ta płyta zapada w pamięć jak mało która. "Eric The Red" to niekwestionowany klasyk, którego nie może zabraknąć na półce żadnego fana gatunku. Nawet ci z was, którzy nie interesują się specjalnie konwencją powinni sięgnąć po ten album, ponieważ sprawdza się nie tylko jako folk metal, ale dzięki świetnym kompozycjom oraz melodyjności, jako metal w ogóle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz