Chwilowo sekcja komentarzy jest raczej pozytywnie nastawiona do tej piosenki (choć wytrwali na pewno jeszcze znajdą całkiem sporo nienawiści), lecz pamiętam, kiedy w pierwszych dniach, czytając dyskusje pod filmikiem można było odnieść wrażenie, że metalcore'owy cover piosenki Disney'a faktycznie spowoduje poważny, globalny kataklizm.
W latach osiemdziesiątych zespoły glamowe były na celowniku, w następnym dziesięcioleciu pałeczkę przejęło Limp Bizkit oraz inne prawie-utalentowane grupy nu-metalowe. Na początku poprzedniej dekady, armagedon miały przynieść różnego rodzaju -core'y, a jeśli się nie mylę, tym razem to Babymetal ma doprowadzić do zagłady. O ile jestem w stanie zrozumieć niepokój za pierwszym czy drugim razem, to wszczynanie paniki zawsze, kiedy na horyzoncie pojawia się kolejny gatunek odbiegający od przyjętego kanonu podchodzi pod paranoję. Takie niezdrowe poruszenie zupełnie niczemu nie służy, nic nie zmienia oraz naraża na śmieszność histeryków powodujących zamieszanie. Z jednej strony pociesza mnie fakt, że nasze społeczeństwo osiągnęło poziom rozwoju, na którym dla przeciętnego człowieka kierunek rozwoju muzyki może być najważniejszym życiowym problemem, lecz z drugiej szkoda tracić nerwy z tak nieistotnych powodów.
Szczęśliwie niektórzy wiedzą ile powagi należy się tak poważnym zagadnieniom jak "prawdziwość" metalu.
Niestety czasem nawet sami muzycy zapominają, że ich głównym zadaniem jest dostarczanie słuchaczom rozrywki. Kreując atmosferę powagi wokół czasem niedorzecznych pomysłów zupełnie zatracają dystans do siebie. Najlepszym przykładem jest wczesna, norweska scena black metalowa. Corpse-paint, sztuczna krew, przesadzona symbolika, nierozsądnie długie gwoździe w pieszczochach oraz sesje z toporami w ręku z jakichś powodów są traktowane przez pewnych ludzi poważnie, choć osobiście nie specjalnie rozumiem różnicę między tym, a równie przesadzonym wizerunkiem Manowar'a. Gatunek dał nam kilka całkiem porządnych albumów, ale black metalowy wizerunek dalej ląduje dla mnie na tej samej półce co wygląd Mötley Crüe czy fryzura Wayne'a Static'a. Oskarżanie innych o "nieprawdziwość" wyglądając jednocześnie jak panda bojowa jest odrobinę niepoważne.
Rozumiem, że można chcieć przekazać coś w swojej muzyce, ale warto również wiedzieć, kiedy się przesadza. Nigdy nie umiem powstrzymać śmiechu, gdy pada pamiętne "Satan".
Ze zbyt emocjonalnego stosunku fanów do metalu w wyśmiewa się także serial animowany Metalocalypse. Przedstawiając zespół jako jedną z największych gospodarek świata twórcy świetnie zobrazowali przewrażliwienie niektórych na punkcie ich ulubionego artysty. Kiedy przesunięcie premiery kolejnej płyty spowodowało w kreskówce falę zamieszek i samobójstw, reakcje internautów na niektóre wieści ze świata ciężkich brzmień stanęły mi przed oczami.
Tym, którzy jeszcze nie znają Metalocalypse radze natychmiast nadrobić zaległości. Satyra zawsze najlepiej pozwala nabrać dystansu do sprawy.
Następnym razem, kiedy wpadnie wam do głowy pomysł, by wściec się z powodu miernej jakości nowego albumu waszych starych idoli, przepowiedzieć po raz setny zagładę metalu, lub oskarżyć zespół o fałsz w tym co robią, zastanówcie się czy nie macie przypadkiem ważniejszych problemów. Muzyka powinna być przyjemnością, a nie powodem do rozstroju nerwowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz